sobota, 17 sierpnia 2013

Rozdział 26

Violetta
Zeszliśmy do salonu, a tam siedzieli już Elena i Juan.
- Jeszcze nie śpisz? - Spytała moja nowa przyjaciółka.
- Leon powiedział, że będziemy oglądać film.
- To my nie będziemy wam przeszkadzać. Do twarzy ci w jego koszuli - powiedziała i mrugnęła do mnie. - Dobranoc.
W tej chwili do pokoju wszedł Leon. Miał na sobie bokserki i biały podkoszulek.
- To co chcesz oglądać?
- Nie wiem. Ty coś wybierz.
- Może być horror?
- Czemu nie... - powiedziałam, ale nie byłam pewna, czy potem zasnę.
Leon znalazł jakiś film i poszliśmy do kuchni zrobić sobie popcorn. Usiedliśmy na sofie i zaczęliśmy oglądać. Przez większość filmu przytulałam się do Leona i miałam zamknięte oczy. Film był na serio straszny. Nie wiem jak Leon mógł go oglądać. Już po godzinie, połowa bohaterów była martwa albo zamieniona w zombie. 
- Możesz już otworzyć oczy. Film się skończył.
Nareszcie!
- Nigdy więcej nie obejrzę żadnego horroru.
- Nie obejrzysz? Jak tylko pierwsza osoba została zjedzona przez tego śmiesznego zombie, zamknęłaś oczy i dalej nie patrzyłaś.
- I tak pewnie nie zasnę...
- Na pewno zaśniesz. Dobranoc skarbie.
- Dobranoc.
Godzinę później wciąż nie spałam. Cały czas miałam przed oczami tę przerażoną dziewczynę. Violka! Ogarnij się! To był tylko film. Chwilę później zasnęłam.

3 godziny później
Leon
Obudził mnie jakiś hałas. Chwila. Przecież to Viola krzyczy. Zerwałem się z łóżka i do niej pobiegłem. Pewnie śni jej się koszmar.
- Nie! Tylko nie Leon! NIE!!!
- Viola. Cii... Violuś obudź się. Violuś, jestem tutaj. No już cicho... Violu...
- Leon! - Krzyknęła, gdy otworzyła oczy i przytuliła się do mnie. Prawie mnie udusiła. Nie wiedziałem, że ma aż tyle siły. 
- No już spokojnie. To był tylko sen.
- Och, Leon. Nigdy wię-ęcej nie obejrzę horroru-u-u. Nigdy.
- Oddychaj głęboko. Może jak mi powiesz co ci się śniło, to ci ulży.
- Śniło mi-i się, że zombie zabijały wszy-y-ystkich moich bliskich. Fran, Ludmi, La-arę, Fede, Marco, ta-atę... No wszystki-ich. A potem szły do ciebie i zamieniły cię w zo-ombie i ty chciałeś mnie zje-eść... - znów się rozpłakała.
- Spokojnie Violu. To był tylko sen. A tak na marginesie, to nawet jako zombie nic bym ci nie zrobił, bo za bardzo cię kocham. No już. Chcesz żebym tu z tobą został?
- Ta-ak.
Położyliśmy się obok siebie i Viola od razu się do mnie przytuliła. Cały czas się trzęsła. Głaskałem ją po głowie i zacząłem śpiewać Podemos. Zasnęła w ciągu 15 minut. Ja też zasnąłem chwilę później. Śniło mi się, że Violetta przytulała się do Diego i mówiła, że nigdy mnie nie kochała i była ze mną tylko po to, żeby mieć się  do kogo poprzytulać. A potem go pocałowała.

Obudziłem się przerażony.
- Leoś, co się stało? - spytała zaspana.
- Nie chciałem cię obudzić. Teraz to mi śnił się koszmar...
- Śniło ci się zombie?
- Gorzej - powiedziałem i zobaczyłem zdziwienie na jej twarzy. - Śniło mi się, że mnie nigdy nie kochałaś i całowałaś się z Diego.
- Ja z Diego? - Zaśmiała się. - Leon, jedyny facet, którego kocham i całuję to ty. I nikt inny. Pamiętaj o tym.
- Dobrze. Kocham cię.
Viola nic nie powiedziała tylko mnie pocałowała.
- Która jest godzina?
Spojrzałem na nią zdziwiony. Całuje mnie, a teraz pyta, która godzina?
- No chcę wiedzieć, czy opłaca mi się jeszcze spać.
- Jest... - Czy zegarek się przypadkiem nie zepsuł? - Jest 11.23.
- Co?! Niemożliwe. - wstała, odsłoniła rolety i do pokoju wpadło światło słoneczne. - A może możliwe...
Zeszliśmy na dół zjeść śniadanie. Koło ekspresu do kawy leżała kartka.

Ja i ojciec musieliśmy wyjechać w interesach do Brazylii.
Nie będzie nas przez 3 dni.
Elena pojechała z Juanem do jego rodziców.
Wróci jutro.
Nie byłam zadowolona, że nie zastałam cię u ciebie w pokoju, Leon,
ale nie miałam serca was budzić.
Musicie sobie poradzić ze śniadaniem.
Pieniądze na obiad są tam gdzie zawsze.
Mama

Violetta
Czyli jesteśmy zdani na siebie. A właściwie na Leona, bo ja nie umiem gotować.
- Na co masz ochotę? - spytał Leon.
- A co mam do wyboru?
- Na początek proponuję sok pomarańczowy lub truskawkowy.
- Pomarańczowy - pamiętałam, że ma uczulenie na truskawki.
Wycisnął świeży sok i podał w wysokiej szklance z różową parasolką. 
- Zaraz powiem ci menu.
- "Powiesz"? Nie podasz?
- No... Mogę podać, ale za dużo byłoby z tym zachodu... Więc tak... Mogę ci przygotować tosty z dżemem, omlet, jajecznicę, naleśniki lub bułkę z masłem czosnkowym.
- Czosnek odpada - zamierzałam go jeszcze całować - Hm... A co ci wychodzi najlepiej?
- Wszystko - zaśmiałam się. Mogłam się spodziewać takiej odpowiedzi. - No z czego się śmiejesz? Jestem idealny i wszystko wychodzi mi idealnie.
- Oczywiście, że tak skarbie. Może zrób naleśniki.
- Dobrze, ale mi pomożesz. Ktoś musi w końcu nauczyć cię gotować.
- A ty jak się właściwie nauczyłeś?
- Na początku pomagałem Elenie, ale gdy się wyprowadziła i rodzice wyjeżdżali, tak jak dzisiaj, nie miałem wyjścia. A nie miałem gospodyni, która by mi wszystko podała - spojrzał na mnie wymownie. - Koniec plotkowania. Zaczynamy gotować.
Założył mi fartuch i zaczęliśmy robić naleśniki. Mi dawał same łatwe zadania, jak na przykład: wymieszać ciasto. Pół godziny później jedliśmy śniadanie. Było przepyszne.

W tej samej chwili
Marco
Ała! Jak mnie bolą plecy! Tylko czemu? Otworzyłem oczy. No tak. Spałem na kanapie z Fran i Larą. A gdzie Diego? Rozejrzałem się i spojrzałem w dół. Spał na podłodze przytulony do mojej nogi. Lara przytulała się do Fran. Jak to się stało, że zasnęliśmy? Pamiętam tylko, że dziewczyny wybrały jakąś komedię romantyczną, bo Francesca nie chciała horroru. I chyba jakoś w połowie filmu odleciał Diego. Ja jeszcze chwilę patrzyłem i też zasnąłem. Obudziłem się na chwilę, bo Fran płakała, ale mówi, że to przez film i mam dalej spać, bo i tak nie zrozumiem. No więc znów zasnąłem. A mogłem przejść do swojego pokoju... 
- Diego wstawaj - szepnąłem, żeby nie obudzić dziewczyn. Pomyślałem, żeby im zrobić śniadanie do łóżka... A w zasadzie do salonu... - Diego! - ruszyłem nogą i się ocknął.
- Człowieku, odbiło ci? Wiesz, która jest godzina? - spytał zaspany.
- Jest prawie 12. Pomóż mi zrobić śniadanie.
Po 15 minutach byliśmy w kuchni i smażyliśmy omlety. Chwilę później do kuchni weszły dziewczyny. Lara zrobiła sobie kawę i usiadła przy stole, a Fran przytuliła się do mnie.
- Co tam gotujesz kochanie?
- Omlet specjalnie dla ciebie - powiedziałem i pocałowałem ją w czoło.
- Jesteś cudowny - powiedziała i ziewnęła. - Matko! Wszystko mnie boli.
- Nie tylko ciebie - powiedziała Lara. - Fran, musisz przytyć. Każda twoja kość wbijała mi się w ciało.
- Trzeba było na mnie nie spać. Ja mam pełno twoich włosów w buzi.
- Koniec gadania. Idziemy jeść - powiedział Diego i postawił talerz z omletami na stole. Dziewczyny oczywiście swoich nie dokończyły, więc my to za nie zrobiliśmy.
- Marco, może usmażymy sobie jeszcze po jednym? - Zapytał Diego.
- Na serio jeszcze się nie najedliście? - Lara była bardzo zdziwiona.
- Nie - powiedzieliśmy jednocześnie, ale ostatecznie zrobiliśmy sobie tylko tosty.
- To, co dzisiaj robimy? - spytała Fran.

Cami
Maxi postanowił zabrać mnie nad jezioro. Zaraz ma po mnie przyjechać. Jakie to dziwne... Przyjaźnimy się już tyle lat i dopiero teraz jesteśmy razem.
- Cami, Maxi przyjechał - krzyknęła mama.
- Już schodzę!
Całą drogę śpiewaliśmy. Gdy byliśmy na miejscu, trochę się zdziwiłam. 
- Em... Maxi? A gdzie są domki?
Mój chłopak wyjął z bagażnika jakiś tobołek.
- To jest nasz domek. A co chciałaś pięciogwiazdkowy hotel w środku lasu? - zaśmiał się.
- Czyli śpimy w namiocie?
- Taki był plan, ale jeśli nie chcesz, to możemy wrócić do domu i na jutro zamówię gdzieś jakiś pokój...
- Nie. Maxi, zawsze marzyłam, żeby przespać się w namiocie.
- Nigdy nie spałaś?
- Nie.
- Będzie fajnie. Zobaczysz.
Zaczął rozkładać namiot. Chciałam mu pomóc, ale tylko bardziej przeszkadzałam, więc poszłam pozbierać drewna na ognisko. Pamiętając, co przytrafiło się Leonettcie, kręciłam się wokół polanki. Godzinę później pływaliśmy w jeziorze. Woda była idealna. Dawno się tak dobrze nie bawiłam.

Ludmiła
Wszyscy gdzieś powyjeżdżali. Viola jest u Leona, Fran i Lara u Marco i Diego. Cami z Maxim nad jeziorem, a Naty z Andresem w górach. Tylko ja jestem sama. Ktoś do mnie dzwoni, tylko gdzie schowałam ten głupi telefon... Jest!
- Ludmi?
- Cześć Fede. Coś się stało?
- Nie, tylko chciałem się zapytać, czy nie masz ochoty na kino, bo wszyscy gdzieś są i tak sobie pomyślałem, że może gdzieś wyskoczymy. Jako kumple oczywiście.
- Czemu nie. Przyjdź po mnie za 20 minut, dobrze?
- Jasne. Cześć.
- Papa.
Federico to świetny przyjaciel. Zawsze mogę na niego liczyć, ale to nie jest ten jedyny. Chociaż brzydki też nie jest. Założyłam to: 
Jakoś wcześniej nie miałam okazji założyć tej spódniczki. Kończyłam się czesać, gdy usłyszałam pukanie do drzwi. Fede jest jak zwykle punktualny.
- Cześć - przywitałam się.
- Hej. Fajnie wyglądasz.
- Dzięki - zarumieniłam się.
Poszliśmy na lody, a potem do kina. Fede wybrał jakąś komedię i była naprawdę śmieszna. Potem zabrał mnie na obiad do przytulnej włoskiej knajpki. Kelnerzy mówili po włosku, więc dobrze, że Fede był ze mną. 
- Se si preferisce un menu per gli amanti? ( Czy życzą sobie państwo menu dla zakochanych?)
- Non. Chiederemo l'ordinario. ( Nie. Poprosimy zwyczajne.)
- O co się pytał? 
- Czy chcemy menu dla zakochanych - uśmiechnął się Fede.
- Per favore. ( Proszę bardzo.)
Federico się zaśmiał.
- Z czego się śmiejesz?
- Dał nam to menu. Na co masz ochotę?
- Na makaron z sosem pesto. Do picia może...Sok ze świeżych owoców, a na deser... tiramisu.
- Pasta con il pesto,  succo di frutta fresca  e tiramisu, chiedere.
Kelner kiwnął głową i poszedł. Chwilę później przyniósł makaron na jednym talerzu i szklankę soku z dwiema słomkami. Nie mieliśmy innego wyjścia. Zaczęliśmy jeść. Było przepyszne. Czułam się trochę dziwnie. Gdy skończyliśmy kelner przyniósł deser. Tiramisu w kształcie serca. No super... Na szczęście Fede nie zwracał na to uwagi i zaczęliśmy jeść.
- Il conto, per favore. (Poproszę rachunek)
Chciałam wyciągnąć portmonetkę, ale Fede mnie powstrzymał.
- Ja zapłacę - i zwrócił się do kelnera - Ha aggiunto la mancia? (Doliczył pan napiwek?)
- Si.
- Grazie mille. Arrivederci. ( Dziękujemy bardzo. Do widzenia)
Odprowadził mnie do domu. Fajnie spędziłam dzisiejszy dzień. Musimy to kiedyś powtórzyć... Może z wyjątkiem tego menu dla zakochanych... Zadzwonię teraz do Violi, Fran i Lary. Przecież chłopacy nie mogą mieć ich tylko dla siebie. Umówiłyśmy się w parku. Coś czuję, że będzie dużo opowiadania.




**************
Wiem, że miał być pierwszy raz Marcesci,
ale doszłam do wniosku, że mają dopiero po 18 lat.
Podoba się? :)
Następny będzie wieczorem :)

2 komentarze:

  1. Rozdział super!
    Ach te koszmarki *.*
    Lara spała na Fran.Podejrzane o.O
    Przyznaję się poprzedich rozdziałów nie komentowałam bo jestem leń ale nie zabijaj czytałam wszystkie na komórce.
    A co do wykreślanki z 19 rozdziału to odpada Luca

    Buziaczki :*
    Twoja leniwa Nadia :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Też czytałam na komórce ;) Ogólnie ujmując sweetaśny rozdział ;) I ten Fede ;)

    OdpowiedzUsuń