środa, 14 sierpnia 2013

Rozdział 22

Naty
Nie wierzę. To niemożliwe...
- Andres, co ty tu robisz? Myślałam, że jesteś w Portugalii.
- Wróciłem. Mam nadzieję, że na stałe. Naty, ja cię wciąż kocham. Nie mogłem o tobie zapomnieć. Proszę wróćmy do siebie.
- Tylko, że ja mam chłopaka, Maxiego.
- Och, no tak.W sumie mogłem się domyślić, że znajdziesz sobie kogoś. Nie było mnie tu 2 lata.
- Anderes... - nie miałam pojęcia co mu powiedzieć. Co powiedzieć Maxiemu? - Andres, ja też cię kocham.
Gdy to powiedziałam, uśmiechnął się i pocałował mnie.
- Naty?! Co to ma znaczyć?!
- Maxi, ja ci wszystko wyjaśnię.
- Mam nadzieję.
- To jest Andres. Chodziliśmy ze sobą dwa lata temu, ale musiał wyjechać z rodzicami do Portugalii i rozstaliśmy się. Długo nie mogłam dojść do siebie. No i potem ty mi się spodobałeś, ale ja cały czas kochałam Andresa. Proszę, nie gniewaj się.
- Naty, rozumiem cię, ale to boli. Naprawdę. Mogłaś mi to powiedzieć wcześniej.
- Przepraszam.
Maxi nic nie powiedział, tylko odwrócił się i odszedł. Wiedziałam, że go zraniłam i strasznie się z tym czułam.

Maxi
Jak mogła mi to zrobić? Rozumiem, że ciągle go kochała, ale mogła mi powiedzieć i nie mówić MI, że mnie kocha, skoro tak nie było. Muszę z kimś pogadać...
- Maxi, wszystko w porządku?
To była Cami.
- Nic nie jest w porządku. Zerwałem z Natalią.
- Dlaczego? Przecież byliście taką ładną parą.
- Bo ona nadal kocha swojego byłego chłopaka, który właśnie wrócił do Buenos Aires.
- Tak mi przykro. Pocieszę cię jeśli ci powiem, że też nie mam szczęścia w miłości?
- Stało się coś?
- Pamiętasz Broduey'a?
- Tak...
- No więc okazało się, że spotykał się jednocześnie ze mną i inną dziewczyną.
- Przykro mi. Wiesz... szkoda, żeby te kwiaty się zmarnowały. Weźmiesz je?
- Jasne. Są śliczne. - uśmiechnęła się.
Siedzieliśmy tak na ławce i rozmawialiśmy. Z Camilą zawsze fajnie spędzam czas. I jest nawet ładna... Maxi, ogarnij się! To twoja przyjaciółka.
- Słuchasz mnie?
- Co? Przepraszam, zamyśliłem się. 
- Spoko - uśmiechnęła się. Ma piękny uśmiech. I znów to samo! - Ojej to już 22! Muszę iść do domu. Mama pewnie się o mnie martwi.
- Odprowadzę cię.

Następnego dnia
Cami
Muszę pogadać z Violą. Ona będzie wiedziała, co powinnam zrobić. Szłam do niej do domu, gdy zobaczyłam ją i Leona na ławce. A z drugiej strony szedł Maxi. 
- Cześć. Leon, mogę porwać Violę na chwilkę?
- No nie wiem... Mogę ci ją pożyczyć, jeśli wróci do mnie w całości.
- Okey - uśmiechnęłam się.
- Violu - zaczął Maxi - mogę zabrać ci Leona na moment?
- Pod warunkiem, że go oddasz - zaśmiała się. 
Chłopacy przeszli na inną ławkę.
- No to o co chodzi?
- Bo mi się chyba podoba Maxi...
- Fajnie, że ci się podoba, ale on jest z Naty.
- No właśnie nie - opowiedziałam jej wszystko.
- Więc nad czym się zastanawiasz? Idź i mu to powiedz.
- A jeśli ja mu się nie podobam? Poza tym nie chcę zniszczyć naszej przyjaźni. - zamilkłam, bo podeszli chłopacy.
- Cmilo, Maxi chce ci coś powiedzieć - powiedział poważnie Leon i szturchnął Maxiego. - Chodź Violu.
Nie poszli daleko. Widziałam, jak chowają się za drzewem, będą podsłuchiwać.
- Cami, bo ja... Znaczy ty... Chodzi o to, że...
- No powiedz to wreszcie.
- Podobasz mi się.
- Maxi... - nie miałam pojęcia, co powiedzieć - Maxi... - No dawaj Camila, to nie takie trudne. - Maxi...
- No co? Cami, ja zwariuję jak jeszcze raz powiesz moje imię!
- Maxi... Ty też mi się podobasz. - uśmiechnął się, a potem mnie pocałował.

Violetta
Razem z Leonem wszystko słyszeliśmy. Postanowiłam zrobić im zdjęcie. Ślicznie razem wyglądają.

- Muszę już iść na tor, bo Lara mnie zabije, a ty idziesz ze mną.
- Ale Leoś, do wyścigu jeszcze dwie godziny. 
- Nie marudź. Sama nigdzie nie idziesz.

Dwie godziny później
Leon właśnie wystartował. Musi wygrać. Jest najlepszy. Jeśli on nie wygra to kto? Robi właśnie piąte ostatnie okrążenie. No dawaj Leon! Wjechał za jakiś pagórek. Nagle wyjechał zza niego jakiś motor, ale to nieb był mój Leon. To zawodnik, który jechał za nim. O nie! Coś mu się stało! Karetka tam podjechała, a ja pobiegłam ze łzami w oczach.
- Czy mogę jechać z wami?
- A pani to...
- Violetta Castillo, dziewczyna Leona.
- Proszę wsiadać.

W szpitalu
Siedzę tu już od dwóch godzin i jeszcze nic nie wiem. Fran próbuje mnie pocieszyć, ale to nic nie daje. Tak strasznie się martwię o Leona! A jeśli to coś poważnego? Jeśli  z tego nie wyjdzie? Co, jeśli go stracę???
- Tato, co ty tu robisz?
- Camila mi powiedziała, że Leon miał wypadek i że jesteście w szpitalu. Córciu, wszystko dobrze?
Rozpłakałam się.
- Nic nie jest dobrze! A jeśli on z tego nie wyjdzie?! Tato ja go kocham, nie chcę go stracić! - przytuliłam się do niego.
- No już słoneczko, uspokój się. Leon to młody silny chłopak. Na pewno nic poważnego mu nie będzie.
W tej chwili na korytarz wyszedł lekarz.
- Panie doktorze, co z nim? - spytał mój ojciec.
- Pan Verdas miał wiele szczęścia, choć nie jest z nim najlepiej. Ma złamaną prawą rękę i zwichniętą kostkę. Niestety musieliśmy reanimować go dwa razy, więc teraz jest w śpiączce, a po obudzeniu może mieć amnezję.
- A kiedy się obudzi? 
- Tego nie wiemy. Najwcześniej za trzy dni, ale równie dobrze może się obudzić za  rok. 
Nie! To niemożliwe! Mogę nie usłyszeć jego głosu i nie zobaczyć uśmiechu przez CAŁY ROK. A jeśli się obudzi, to może mnie nie pamiętać. Gdy trochę ochłonęłam, spytałam lekarza czy mogę wejść.
- Oczywiście, ale tylko ty. A zapomniał bym. Może pani do niego mówić. Osoby w śpiączce bardzo często słyszą co się wokół nich dzieje.
Weszłam do sali. Leon leżał i był tak blady jak ściny wokół niego. Wydawał się takli mały.
- Cześć Leoś, to ja Viola. Tak strasznie za tobą tęsknię. Nadal nie mogę uwierzyć w to, co się stało. Mam nadzieję, że to tylko kolejny koszmar. Bardzo mi brakuje twojego uśmiechu i żartów. Zawsze wiedziałeś jak mnie rozśmieszyć...

Leon
Słyszałem ją. Chciałem podnieść rękę i pogłaskać ją po głowie. Powiedzieć, że nic mi nie jest i nie musi się martwić. Powiedzieć, że ją kocham. Ale nie mogłem. Nie mogłem nawet kiwnąć palcem. Czułem, ze jej łzy spływają mi na rękę, ale nie mogłem jej pocieszyć.
- Lekarz mi powiedział, że obudzisz się najszybciej za trzy dni, ale śpiączka może trwać nawet rok. Nie wytrzymam tyle bez twojego głosu. Leon, kocham cię. 
Czułem, że po moim policzku spływa łza. Viola rozpłakała się jeszcze bardziej i ją wytarła. Potem pocałowała mnie w policzek, a ja wciąż nie mogłem się ruszyć!
- Panie doktorze, czy mogę tu zostać na noc?
- Oczywiście. Powiem, żeby przygotowano dla pani łóżko.
- Dziękuję.
Chciałem powiedzieć Violi, że ma iść do domu się wyspać i że nie musi tu siedzieć. Nie chcę, żeby przeze mnie była smutna. Już nigdy nie wsiądę na motor. Gdyby znów coś mi się stało, Viola po raz kolejny cierpiałaby przeze mnie. Nie mogę do tego dopuścić. Usłyszałem otwierające się drzwi.
- Violu, przywiozłem ci torbę - to German.
- Dzięki. Pójdę się przebrać.
- Leon, chciałem cię przeprosić za moje zachowanie wczoraj przy kolacji. Violetta bardzo cię kocha i strasznie za tobą tęskni. Jesteś wspaniałym chłopakiem i cieszę się, że poznałeś moją córkę. Dla mnie jesteś już członkiem rodziny.
Chciałem podziękować. Powiedzieć, że będę dbał o Violettę i że zrobię wszystko, żeby była szczęśliwa, ale NIE MOGŁEM. Zaczęło mnie już to denerwować.
- Tato, już możesz iść. Nie musisz tu ze mną siedzieć - powiedziała Viola.
- Na pewno nie chcesz wrócić do domu? Rano bym cię przywiózł...
- Nie. Chcę cały czas być przy Leonie. W razie jakby się obudził. Kocham cię tato.
- Też cię kocham. Dobranoc dzieciaki.
Gdy wyszedł usłyszałem szept Violi.
- Dobranoc Leon. Kocham cię.
Też cię kocham.

Miesiąc później
Violetta od miesiąca siedzi u mnie w sali i nigdzie nie idzie. Zaczęły się już wakacje. Z tego co mówiła Violetta, szkoła nadal nie jest wyremontowana po pożarze. Może to i lepiej. Przynajmniej nie opuściła zajęć. Wszyscy mnie odwiedzali i mówili do mnie, a ja mogłem tylko ich słuchać. Najbardziej lubiłem słuchać Violetty. Szczególnie gdy śpiewała robiąc sobie kanapki albo gdy mówiła o nas. Tak strasznie ją kocham... No dalej Verdas. Dla Violi...
- Violuś...




**********
Macie kolejny :) 
Następny wieczorem albo jutro :) 

1 komentarz: