Konkursy

Rozdział 41
Autor: Laura325
Moja opinia: Rozdział jest wspaniały. Płakałam, gdy go czytałam. Mam nadzieję, że wam też się spodoba...

Violetta
Było wspaniale. Nasz, na moje oko, pocałunek był najkrótszy, ale najnamiętniejszy na świecie.. Nie sądziłam, że León całuje aż tak świetnie. Wprawdzie to nie raz go pocałowałam, ale to było coś. Coś mi się wydaje, że nie szybko nie przeżyje tego samego, a więc będę musiała być mega grzeczna...
-Wszystko okej? - zapytał León machając mi ręką przed twarzą.
-Tak. Po prostu... O... León... león...
-Viola!!!!!???????? WSZYSTKO OK???
Ale ja nie mogłam już nic powiedzieć. Jedyne co pamiętam to to, że poczułam straszny ból poniżej brzucha i w głowie. I leóna padającego na kolana. A potem ciemność otoczona echem powtarzającym moje imię.
Za dwa dni...
Byłam strasznie zmęczona. A jednak mimo trudu, który mnie obciążał, powoli uniosłam jedną powiekę, ale ta natychmiast opadła. Spróbowałam jeszcze kilka razy, ale bez skutku. Po kilku minutach wreszcie miałam otwarte oczy, a pierwsze co się w nie rzuciło to zalana łzami twarz Leóna. Rozejrzałam się po pomieszczeniu w którym się znajdowałam. 
-Leon? Gdzie jestem? - powiedziałam zmęczona, ale już nie tak po wolno jak otwierałam oczy.
-W szpitalu.
-A co się stało?
-Teraz jest to nieważne. Ci... - przyłożył mi palec do ust.
Nagle do pomieszczenia w którym się znajdowaliśmy wszedł lekarz.
-Panie Verdas. Proszę o opuszczenie tego pokoju, ponieważ przeprowadzimy badania, które były konieczne zaraz po przebudzeniu pacjentki.
-Naprawdę, muszę wyjść? - spytał León. Wiemy oboje, że czasem jest idiotą, ale teraz przesadził.
-León, proszę... - wyszeptałam. - Za kilka godzin się zobaczymy...
-No dobrze- powiedział i smutny wyszedł.
León
Siedzę w tym pokoju te kilka godzin Violi, a ciągle nie ma żadnych wersji. Zobaczyłem tatę Violetty.
-Co z Violettą? - zapytał.
-Niestety, ale nie wiemy.
-Jacy my? - zapytała Angie wbiegająca po schodach.
-Moja mama też jest, ale jest  w łazience, a tata rozmawia z lekarzem. 
-A więc dobrze. YHYM. Tak dobrze. Dobrze. Za chwilę im to przekarzę. Słuchajcie. Violetta jest w okropnym stanie. Niestety, ale o ciąży dowiedziano się, gdy dziewczyna była już w 7 miesiącu. Dziecko musi się zatem natychmiast wydostać, ponieważ jest kilkanaście dni po terminie. Jednak jego życie jest zagrożone. Trzeba wybrać. Albo ona, albo dziecko... - powiedział lekarz.
Na te słowa dosłownie zemdlałem...
Ludmiła, lotnisko w Irlandii
Nareszcie. Wysiadłam juz z samolotu. Jestem w Irlandii. Odebrałam swoje walizki i pobiegłam w pewne miejsce. Nawet nie wiem gdzie, ale teraz moim celem było znalezienie najbliższego hotelu na mapie, którą zauważyłam. Biegnąc wpadłam na pewnego chłopaka.
-Przepraszam... Zagapiłam się... - mówiąc to oblałam się rumieńcem. Jednak chłopak odmówił. Przeprosił, i powiedział, że to jego wina. Ale w tedy poznałam ten głos...
-Tomas...?
Violetta
Dowiedziałam się już o wszystkim. Wszystko wiem. León sobie poradzi. Ja to wiem. Mam takie przeczucie, ale wiem także, że moja mała Tini ( zdążyłam jej już dać imię, która mi się podoba) będzie silna i przeżyje. Ja to wiem. Czuję, że tam z Leónem, i każdą pomocą mpich bliskich, a także nową żoną Leóna będzie bezpieczna, a wkrótce potem będzie miała towarzystwo. Dorośnie i będzie tak piękna jak León czy Angie ( bo ja nie jestem ładna i nie potrafię się stać.). Dorośnie, a gdy będzie nastolatką spotka swoją miłość. Ale ona będzie szczęśliwa. Nie będzie aż tak nei uważna, jak ja. Ja to wiem. Ona da radę. Pogrążona w tych myślachuśmiechnęłam się sama do siebie, przed oczami przeleciało mi całe życie. Przyszedł lekarz, po czym podłączył mnie do kilku rzeczy. Poczułam małą igłę i zapadłam w śpiączkę...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz