sobota, 21 września 2013

Mam problem... [EDIT]

Więc tak, nie mam pojęcia, jak przenieść posty do zakładki XD
Może to śmieszne, ale tak jest, więc ten blog będzie istniał dalej, a na opowiadanie o wampirach utworzę nowy. 
Nie śmiać się :D

Ja to jednak jestem rozgarnięta ;p
Tu macie link do opowiadania o wampirach: http://elena-damon-stefan-love.blogspot.com/
Będzie mi bardzo miło, jak wpadniecie :)

Rozdział 50

Leon
Co ona tu robi?! Miała siedzieć w więzieniu! Dlaczego psuje najważniejszy dzień w moim życiu? Takie myśli przewijały mi się w głowie. Jak dobrze, że German na wszelki wypadek załatwił trzech ochroniarzy.
- To JA będę panią Verdas, a nie ona... 
Czułem, że Violetta cała się trzęsie. W sumie nie dziwne. Clara wyrządziła jej wiele złego. Do ogrodu weszło trzech osiłków i zaciągnęli blondynkę do radiowozu, który właśnie przyjechał. Mam nadzieję, że tym razem zamkną ją w psychiatryku. Po dziesięciu minutach uspokoiliśmy się na tyle, żeby dokończyć ceremonię.
- A więc ogłaszam was mężem i żoną. Możesz pocałować pannę młodą.
Uśmiechnąłem się do mojej ukochanej i złożyłem na jej ustach delikatny pocałunek. Goście zaczęli bić brawo. Nasi rodzice płakali, a Viola miała oczy jak dwie gwiazdki. Przyjaciele gratulowali nam i życzyli szczęścia i wielu dzieci. Pół godziny później wszyscy bawili się w najlepsze. Na scenę weszli moi rodzice.
- Chcemy ogłosić, że odchodzimy na wcześniejszą emeryturę, a naszą firmę przekazujemy Violettcie i Leonowi.
Wziąłem moją żonę za rękę i doszliśmy do rodziców. Wyściskaliśmy się, podziękowaliśmy i znów zaczęliśmy się bawić. O północy wjechał ogromniasty tort. Potem Violcia rzucała welonem. Wygrała Cami, a moją muchę złapał Maxi. O 4 nad ranem postanowiliśmy iść do sypialni. Violetta była wykończona. Przeprosiliśmy gości i poszliśmy do siebie.
- I jak się czuje pani Verdas?
- Trochę zmęczona, ale poza tym cudownie - uśmiechnęła się i pocałowała mnie. Przebraliśmy się i położyliśmy. Nie mogłem liczyć na prawdziwą noc poślubną, ale nie przeszkadzało mi to. Najważniejsze, że miałem przy sobie moją żonę. Wtuliła się we mnie i zasnęła od razu. Ja patrzyłam na nią jeszcze kilka minut i również zasnąłem. Rano obudziły mnie jakieś szmery. Wstałem tak, żeby nie obudzić Violi i wyszedłem na korytarz. Nasi goście zbierali się do wyjścia.
- Nie chcemy wam przeszkadzać - wyjaśniła Lara.
- Ja cały dzień i całą noc będę u Cami i Maxiego - powiedziała Lu i puściła do mnie oczko. No tak, dzisiaj mój ostatni dzień z Violetta przed wyjazdem w trasę... Pożegnałem przyjaciół i poszedłem zrobić śniadanie. Przygotowałem omlety i sałatkę owocową. Wziąłem tacę i poszedłem do sypialni. Viola jeszcze spała. Postawiłem  tacę na stoliku obok łóżka i położyłem się przy ukochanej. 
- Dzień dobry kochanie - szepnąłem jej na ucho i pocałowałem w policzek. Ona coś mruknęła pod nosem i uśmiechnęła się. - Czy moja królowa ma ochotę na śniadanko?
- Tak... - odwróciła się i pocałowała mnie namiętnie. Usiadła wygodnie, a ja podałem jej talerz. Jedliśmy powoli, bo nigdzie nam się nie śpieszyło. O 11 ubraliśmy się i wyszliśmy z Vilu i Leosiem na spacer. Bardzo urosły przez ostatni czas. Chodziliśmy po parkach i ciasnych, ale uroczych uliczkach. Cały czas trzymaliśmy się za ręce. Ludzie, którzy nas mijali uśmiechali się do nas. Kwiaciarz dał Violi róże. Spacerowaliśmy tak jakieś dwie godziny. Planowaliśmy naszą wspólną przyszłość. Ustaliliśmy, że jeśli będziemy mieli córkę nazwiemy ją Maria, a syna Pablo. Myśleliśmy o naszej podróży poślubnej, w którą pojedziemy za pół roku. Zatrzymaliśmy się przy fontannie i spuściliśmy pieski ze smyczy. Siedzieliśmy tak jakieś pół godziny i postanowiliśmy wrócić do domu. Zostawiliśmy psy i wsiedliśmy do samochodu. Najpierw pojechaliśmy do sklepu i kupiliśmy ubranka, talerzyki, kubki, smoczki... Generalnie wszystko co jest potrzebne dla dzieci. Spakowaliśmy zakupy do bagażnika i pojechaliśmy za miasto. Jechaliśmy całą godzinę. Viola całą drogę się śmiała i trajkotała o najróżniejszych rzeczach. W końcu byliśmy na miejscu.
- Gdzie jesteśmy?
- Zaraz się dowiesz - uśmiechnąłem się tajemniczo. 
Szliśmy krętą ścieżką, a dookoła był las. Viola wciąż się mnie wypytywała, gdzie idziemy, ale milczałem jak grób. Po piętnastu minutach byliśmy u celu. Przed nami było jezioro, wokół nas - las. Nie było tu nikogo. Tylko zwierzęta leśne. Violetta była zachwycona. Rzuciła mi się na szyję i powiedziała.
- Tu jest cudownie. 
Zdjąłem bluzę i usiedliśmy na niej. Szkoda, ze nie wziąłem żadnych kanapek. Po kilkunastu minutach Violi zaczęło burczeć w brzuchu. Poczułem się winny, a ona tylko się uśmiechnęła i wyjęła dwa batoniki z torebki. 
- Skąd ty...?
- No... Lubię sobie czasem coś przegryźć między obiadem a kolacją - zaśmiała się. Zjedliśmy przekąskę i znów poszliśmy się przejść. Znaleźliśmy się przy pomoście, usiedliśmy na nim i moczyliśmy sobie nogi w jeziorze. Viola położyła głowę na moim ramieniu i cicho westchnęła.
- Ta chwila mogłaby się nigdy nie kończyć.
- Kocham cię kochanie.
- Ja ciebie też Leoś. Nawet bardzo.
Siedzieliśmy tak kilka godzin i rozmawialiśmy. Zaczęło robić się zimno.
- Nie - spojrzałem na nią zdziwiony. - Zaczekajmy do zachodu słońca - wyjaśniła. Uśmiechnąłem się i założyłem jej moją bluzę na ramiona, żeby nie zmarzła. Watro było na to popatrzeć. Woda zaczęła się jeszcze bardziej błyszczeć, a słońce wyglądało, jakby się nadziewało na drzewa. 
- Violu, musimy iść. Nie mamy latarki, a niefajnie by było, gdybyśmy się zgubili.
Przytaknęła mi i ruszyliśmy w drogę powrotną. Po dwóch godzinach byliśmy znów w naszym domu. Viola usiadła na krześle w kuchni, a ja robiłem kolację. Potem zjedliśmy ją w blasku świec. Przebraliśmy się  i wyruszyliśmy na wieczorny spacer. Wszędzie pełno było światełek. Nie tylko my wybraliśmy ten wieczór na romantyczny spacer. Co chwili wpadaliśmy na jakieś zakochane pary. Zauważyliśmy nawet Larę i Diego, ale nie chcieliśmy im przeszkadzać. Po chwili zaczęło kropić. Byliśmy już na naszej ulicy, kiedy zaczęło lać jak z cebra. Zatrzymaliśmy się w ogrodzie przy naszym domu. Viola spojrzała na mnie i mnie pocałowała. Potem weszliśmy do domu się osuszyć. Gdy moja małżonka się przebierała w suche ubrania, ja włączyłem komedię. Violetta przyszła do salonu i wtuliła się w mój tors. Przykryłem nas kocem i zaczęliśmy oglądać film. Był przekomiczny. O 2 w nocy poszliśmy spać. 

Następnego dnia
- Na pewno wszystko spakowałeś? 
- Tak.
- Koszule też?
- Tak Violu, wszystko mam.
- No dobrze, to jedziemy. 
Wsiadłem do samochodu. Viola usiadła obok, a Ludmi z tyłu. Pół godziny później byliśmy na lotnisku. Przed odprawą odwróciłem się do Violi. Miała łzy w oczach.
- Jestem z ciebie taka dumna - szepnęła. - Będę tęsknić. Obiecaj, że codziennie będziesz dzwonił...
- Obiecuję kochanie. Też będę tęsknił - przytuliłem ją mocno i pocałowałem namiętnie. - Trzymaj się maluchu i dbaj o mamusię - powiedziałem i pogłaskałem brzuch Violetty. - Do zobaczenia Lu! - odwróciłem się i ruszyłem w stronę samolotu. Sprawdzono moje dokumenty i po chwili siedziałem na pokładzie. 
- Kocham cię Violetto - powiedziałem i samolot wystartował. Całą drogę walczyłem ze łzami. Nie myślałem, że spełnianie marzeń tak boli. Ale z drugiej strony, podejmując naukę w Studio nie myślałem, że spotkam tak wspaniałą osobę, jaką jest Violetta. 
- Prosimy zapiąć pasy, podchodzimy do lądowania.
Pół godziny później siedziałem już w limuzynie, a mój nowy manager tłumaczył mi co mnie czeka.

2 miesiące później
Kolejny koncert. Dzisiaj śpiewam w Nowym Yorku. Wchodzę na scenę i widzę milion świateł i tysiące ludzi. Słyszę jak krzyczą moje imię i piszczą na mój widok. Jednak gdy zaczynam śpiewać, mam przed oczami tylko i wyłącznie moją Violettę. 
- A teraz zaśpiewam piosenkę, którą dobrze znacie. Dedykuję ją najważniejszej osobie w moim życiu - Violettcie. 
Zacząłem śpiewać Voy por ti. Zawsze śpiewam ją dla Violi. Po dwóch godzinach zszedłem ze sceny. Miałem 10 nieodebranych połączeń od Violetty. Zadzwoniłem do niej.
- Cześć skarbie.
- Leon, to ja Ludmi.
- Coś się stało?
- Nie... Tak... Violetta zaczyna rodzić.
Nie miałem pojęcia co powiedzieć. Za kilkanaście minut będę ojcem. Musze do niej jechać.
- Za trzy godziny będę na miejscu.
- Leon...
Rozłączyłem się i poszedłem się kłócić z producentami. Ostatecznie godzinę później siedziałem w prywatnym samolocie Marottiego. Na lotnisku wyskoczyłem z pokładu i pobiegłem do limuzyny. Po chwili byłem już przy szpitalu. 
- Gdzie leży Violetta Verdas?
- A pan jest...
- Jej mężem.
- Sala numer 23.
Pobiegłem tam nie zwracając uwagi na ludzi szepczących: "To Leon Verdas!". Pod salą siedziała Ludmiła i German.
- Już?
- Tak - powiedział uśmiechnięty teść.
- Mogę...?
- Jasne.
Wszedłem do sali. Viola leżała w łóżku. Spojrzała na mnie i uśmiechnęła się.
- Czy ja śnię?
- Nie skarbie. Jestem tu - pochyliłem się i złożyłem na jej ustach pocałunek.
- Widziałam twój występ w Rio - uśmiechnęła się jeszcze szerzej. 
- Jak się czujesz?
- Wspaniale.
- A gdzie?
- Tam leżą - wskazała na łóżeczko, a ja poczułem łzy w oczach.
- Chwila. Powiedziałaś "leżą"?
- Tak... Maria i Pablo.
- Bliźniaki?
Podszedłem do łóżeczka i zobaczyłem dwie malutkie istotki. Były takie maleńkie... 
- Mogę...?
- No oczywiście. W końcu to woje dzieci.
Wziąłem jednego z bobasów na ręce. Był tak malutki, że bałem się, że go zgniotę. Otworzył oczy. Były tak brązowe jak oczy mamy. Uśmiechnąłem się do niego.
- To jest twój syn - usłyszałem głos Ludmi. Potem zrobiła nam zdjęcie
 Następnie wziąłem drugie dziecko. Moją córeczkę. Ona też otworzyła oczka. Te z kolei były zielone. Jak moje. Ludmi znów zrobiła nam zdjęcie.
- Jestem taki szczęśliwy - powiedziałem. Marię położyłem obok Violi, a Pablo wziąłem na ręce i usiadłem obok łóżka. - Będziemy najszczęśliwszą rodziną na świecie. Obiecuję.
- Wiem Leoś. Kocham was wszystkich.
- Ja też was kocham.
Gdy to mówiliśmy Lu zaczęła płakać. 

Następnego dnia
- Ja. Nie. Jadę. W. Trasę. - powiedziałem po raz kolejny.
- Ale Leon...
- Nie Marotti. Mam rodzinę na utrzymaniu. Nie mogę teraz wyjechać. Rozumiesz?
- Rozumiem - westchnął. - Jesteś pewny, ze to twoja ostateczna decyzja?
- Tak.

Pół roku później
- Leon, podaj mi ścierkę. Pablo znów nachlapał zupą. Nie rozumiem, dlaczego chce koniecznie używać rąk do jedzenia...
- Jest taki sam jak twój mąż - wyjaśniła moja mama. - On też zaczynał jeść rękami. 
Zaśmiali się wszyscy oprócz mnie.
- Bardzo śmieszne. 
Nasz damo był w tym momencie jakimś żłobkiem. Viola i moja mama karmiły Marię i Pablo, Lara karmiła, a raczej próbowała nakarmić Melanię, swoją córkę, Fran i Marco usypiali Ruggero, a Ludmiła bawiła się z Leną. Cami jest w piątym miesiącu ciąży i jak na razie rozpieszcza nasze dzieci. Jest urodzoną ciotką. Z każdym ma zdjęcie. U nas na półce stoją jej zdjęcia z:
 Marią
i Pablo.
W końcu wszystko zaczęło nam się układać. Nasi przyjaciele są szczęśliwi. Ludmi poznała Samuela. Zakochali się w sobie od razu. Nasi rodzice mają się świetnie, a mi i Violi nikt już nie przeszkodzi w tworzeniu szczęśliwej rodziny.

~.~
- I co było potem? - zapytała zniecierpliwiona Megan.
- Potem był ślub Ludmiły i Samuela, Cami urodziła Nicolasa i wszyscy w końcu byli szczęśliwi i nikt im się więcej nie wtrącał w życie - dokończyła Violetta.
- Babciu, to prawda?
- Ale co?
- To co opowiedział dziadek.
- Wszystko prawda - powiedziała Violetta i uśmiechnęła się do mnie. Mimo tych wszystkich lat, wciąż jest olśniewająco piękna. - Jeśli chcesz to możemy iść teraz do parku. Pokażemy ci ławkę, na której się pierwszy raz pocałowaliśmy.
- Tak chcę! Mamo, idę z babcią i dziadkiem na spacer!
Wyszliśmy z domu. Maria została ze swoim mężem, a my poszliśmy do parku.
- To ta ławka - powiedziałem. 
Megan popatrzyła, dotknęła jej i spojrzała na nas. 
- Idę się pobawić - uśmiechnęła się i pobiegła.
My usiedliśmy na ławce, spojrzeliśmy sobie w oczy i pocałowaliśmy się delikatnie. Po tych wszystkich latach wciąż czułem się tak, jakbyśmy całowali się po raz pierwszy.
- Kocham cię Violetto.
- Ja ciebie też Leonie.

THE END


Może być? Ja jestem zadowolona :)
Mam nadzieję, ze Wam też się spodobało
i że będziecie też czytali bloga o wampirach :)
To opowiadanie zostanie przeniesione do zakładki "OPOWIADANIE O VIOLETTCIE"
A tu już wieczorem pojawi się prolog nowej historii

piątek, 20 września 2013

Rozdział 49

Następnego dnia
Ludmiła
Znalazłam już dom, w którym zamieszkam. Jednak postanowiłam mieszkać z Violettą, dopóki Leon nie wróci z trasy. Nie mogę jej zostawić samej. Tym bardziej, że już jutro jej ślub. Wszystko jest już gotowe i dopięte na ostatni guzik. Viola siedzi ze mną w kuchni i cała się trzęsie. Nie tylko z nerwów. 
- A co jeśli...
- Violetto, wszystko będzie dobrze - uspokoiłam ją. Od pół godziny wymyśla, że coś pójdzie nie tak: potknie się o suknię, wpadnie w tort albo przewróci się na parkiecie. Jest niemożliwa. 
- Ale...
- Violu, patrz mi na usta: Wszystko się uda. Zaufaj mi - uśmiechnęłam się. - Która godzina?
- 18.49, a co?
- Nic... - planowałam dla Violi niespodziankę. 

Maxi
Nie wierzę, że Leon dał się  namówić na wieczór kawalerski. Myślałem, że nie zostawi Violetty, ale z drugiej strony ma Ludmiłę. A jeszcze dziwniejsze jet to, że moja Cami sama mnie wyganiała z domu... One coś knują... No nie ważne. Najważniejsze, że mogę spędzić trochę czasu z kumplami. Najpierw poszliśmy na kręgle. Godzinę później dumny Fede szedł ulicą i chwalił się:
- A widzieliście jak moja kula...
- TAK - powiedzieliśmy chórem. 
- Idziemy teraz do mnie? - zapytał Diego. - Lara poszła do Cami.
Ruszyliśmy w stronę jego domu. Weszliśmy do salonu i zobaczyliśmy napis na prześcieradle: Wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia Leoś!!!
- Ej!
- CO?
- Tylko Viola ma prawo mówić na mnie Leoś...
- Oh, ale z ciebie baba - zaśmiał się Marco. 
Po pięciu minutach stół był zastawiony puszkami piwa i paczkami chipsów. Leon powiedział, że wypije tylko jedno, bo chce być przytomny biorąc Violę za żonę. Ja też nie planowałem pić dużo, bo Camcia by mnie zabiła... Marco nie pije w ogóle, ale Diego i Fede nie żałowali sobie. Włączyliśmy mecz i już w 20 minucie Każdy z nich miał za sobą trzy puszki. 

Violetta
Ludmi siedzi jak na szpilkach. Cały czas zerka na zegarek i coś mamrocze pod nosem.
- Powiesz mi o co chodzi?
Zanim usłyszałam odpowiedź, rozległ się dzwonek do drzwi. Lu rzuciła się na nie jak dzika i po chwili do dimu wpadły moje przyjaciółki i balonami i paczkami. 
- Angie! Jak dobrze cię widzieć - ostatnio widziałam ją w łóżku szpitalnym po wypadku.
Usiadłyśmy w salonie i Tini wpięła mi welon we włosy.
- To zaczynamy wieczór panieński! 
Śpiewałyśmy, tańczyłyśmy i robiłyśmy sobie zdjęcia










Kocham je! Ciesze się, że mogę spędzić ten czas z nimi.
- To teraz prezenty - ucieszyła się Fran. - Najpierw mój!
Otworzyłam i zobaczyłam... urocze śpioszki.
- Och, Fran... są śliczne!
- Teraz ja! - zawołała Lara. Od niej dostałam, a właściwie mój maluszek dostał wielkiego miśka pluszowego. Od Angie dostałam komplet ręczników, od Cami huśtawkę dla dziecka, od Naty trzy pary bucików, a od Tini ramkę na zdjęcie i Dziennik mamy i dziecka. Były tam różne rubryczki, np. "Mój pierwszy ząbek", "pierwsze słowo" itp. 
- Dziewczyny, jesteście niesamowite!
Resztę wieczoru przegadałyśmy. Położyłyśmy się spać o 2 w nocy. Siedziałybyśmy dłużej, ale musimy się wyspać. Jutro ważny dzień...

Dzień ślubu Leonetty
Od rana w moim domu panuje totalny chaos. Ktoś cały czas wchodzi albo wychodzi. Doszło do tego, że drzwi wypadły z zawiasów. Maxi i Fede je założyli, ale już cały czas są otwarte. Angie, babcia i tata na zmianę płaczą i się śmieją, a ja powoli zaczynam się hiperwentylować. Już za dwie godziny będę panią Verdas. Lara i Fran zaciągnęły mnie do łazienki. Lara zaczęła układać mi włosy, a włoszka zajęła się moim makijażem. Po godzinie wyglądałam lepiej niż kiedy kiedykolwiek. Nie wiem jak, ale po chwili znalazłam się w swojej sypialni i Cami i Naty zaczęły zakładać mi sukienkę. Na końcu Tini wpięła mi welon, a Angie założyła mi na nogę niebieską podwiązkę wyściskały mnie obie i zostałam tylko z Larą, która jest moją druhną.
- Denerwuję się...
- Będzie dobrze - uśmiechnęła się. Do pokoju wszedł tata. W oczach miał łzy.
- Tato, nie płacz, bo ja zaraz zacznę ryczeć!
- To ze szczęścia... Tak szybko dorosłaś.... Jeszcze niedawno uczyłem cię chodzić, a teraz ty będziesz mamą... A skoro o tym mowa, mama byłaby bardzo szczęśliwa. Co ja gadam, ona jest szczęśliwa. Nasza mała Violcia bierze ślub... No chodź tu do mnie.
Tuliliśmy się jakieś pięć minut.
- Nie chcę wam przeszkadzać, ale musimy już iść - powiedziała Lara. 
Gdy zeszłam na dół, poprawiła mi jeszcze sukienkę i dała bukiecik. Wzięłam tatę pod rękę i ruszyliśmy do ogrodu. Ustawione były rzędy krzeseł, a po bokach stoły. Orkiestra zaczęła grać i ruszyliśmy czerwonym dywanem. Dookoła nas porozwieszane były białe i czerwone balony. Myślałam, że serce mi wyskoczy z piersi, ale w pozytywnym sensie. Byli tu wszyscy moi najbliżsi. Moi przyjaciele. A przede mną stał mężczyzna mojego życia. Spojrzałam na tatę, a on patrzył na mnie z dumą. Miałam wrażenie, że idziemy tak całą wieczność, ale w końcu poczułam na dłoniach rękę mojego ukochanego. Spojrzałam mu w oczy i zobaczyłam mnóstwo miłości i czułości. Uśmiechnęłam się do niego i rozpoczęła się ceremonia.
- Czy ty, Leonie bierzesz sobie Violettę za żonę?
- Tak - powiedział z uśmiechem na ustach.
- Czy ty, Violetto bierzesz sobie Leona za męża?
- Tak - poczułam łzy szczęścia. Za moment będziemy małżeństwem...
- Kto jest przeciwny temu związkowi niech powie to teraz albo zamilknie na wieki... A więc ogłaszam was mężem i żo...
- NIE ZGADZAM SIĘ!!!!


******
Jak myślicie, kto to? 
Mam nadzieję, że się Wam podoba :)
Już jutro 50 (i ostatni) rozdział...
Będzie w nim opowiadał Leon :)
I na koniec dziękuję Wam za ponad 10300 wejść :*
KOCHAM WAS <3

środa, 18 września 2013

Informacja

Postanowiłam, że zakończę tego bloga 50 rozdziałem. Była to trudna decyzja, ale myślę, że dobra. I nie proście mnie, żebym pisała dalej... Na miejsce tego bloga, będę pisała o bohaterach z Pamiętników Wampirów...
To chyba tyle chciałam napisać... Nie usunę tego opowiadania, bo zbyt wiele pracy mnie kosztowało napisanie tego wszystkiego, żeby to teraz usuwać ;p
Więc rozdział 49 pojawi się w piątek, 50 w sobotę, a od niedzieli zupełnie nowa historia z innymi bohaterami :)

niedziela, 15 września 2013

Rozdział 48

Leon
To, co teraz powiem na pewno ucieszy Violettę. Chociaż z drugiej strony boję się, że mi nie wybaczy. Zachowałem się okropnie okłamując ją. Muszę ją jakoś przeprosić. 
- Coś się stało? - zapytała bez emocji. Jak ja mogłem ją tak zranić?!
- Przeszedłem do finału programu. Razem z Cami. 
Na chwilę na jej twarzy pojawił się promienny uśmiech, ale zaraz potem znikł. 
- Myślałam, że nie chcesz brać udziału w reality.
- Jestem ci coś winny.
- Leon, jeśli nie chcesz wygrać, to zrezygnuj. Nie chcę żebyś przeze mnie był nieszczęśliwy. 
- Violetto...
- Nie. Rób co chcesz. Już powiedziałam, że nie będę cię do niczego nakłaniała. To twoja decyzja - powiedziała i poszła do sypialni. Czułem się jeszcze gorzej niż przed rozmową, a Ludmi wcale mi nie pomagała.
- I co się tak patrzysz?
- Jesteś palantem.
- Serio? Nie zauważyłem.
- Kochasz ją?
- Oczywiście, że tak!
- Zależy ci na niej?
- Wiesz, że tak.
- To zrób coś! Biegnij za nią, kup jej kwiaty, zrób kolację. Cokolwiek. Inaczej ją stracisz. Zraniłeś ją swoim porannym zachowaniem, a mówiąc, że zostałeś w programie DLA NIEJ wcale jej nie pomogłeś. Teraz czuje się winna, że przez nią jesteś smutny. Leon, jeśli masz jeszcze jakieś szare komórki, które nie zginęły pod wpływem żelu do włosów, to wymyślisz coś, żeby to naprawić - po tym wykładzie poszła do siebie.
Wiem, że Lu ma rację, ale co ja mogę teraz zrobić?? Już wiem!!! Ale znów potrzebuję pomocy chłopaków.

Trzy dni później
Violetta
Przez ostanie trzy dni prawie wcale nie rozmawiałam z Leonem. Fatalnie się przez to czuję. Rano gdy wstaję, jego już nie ma. Przez cały dzień siedzi zamknięty na poddaszu, a wieczorem, kiedy kładę się do łóżka, on już śpi. I na dodatek coraz częściej boli mnie brzuch. Nic nie mówiłam Leonowi, bo kiedy? Wczoraj byłam z Ludmi w szpitalu i lekarz mi powiedział, że to normalne i nie ma się czym przejmować. Jednak to mnie jakoś nie uspokoiło. A jeśli coś się dzieje mojemu maleństwu?! Potrzebuję wsparcia Leona, ale nie mogę na to liczyć. Zaczęłam się zastanawiać, czy ślub to dobry pomysł... Skoro kłócimy się o taką głupotę i przez to prawie ze sobą nie rozmawiamy, to co będzie później? Przebrałam się i poszłam do sklepu. Pół godziny później byłam z powrotem w domu. 
- Masz wyczucie - uśmiechnęła się Ludmi. - Zaraz ogłoszą, kto wygra program.
Moja ciekawość wzięła górę nad złością i usiadłam obok Ludmiły. Na ekranie zobaczyłam Camilę i Leona. Pomiędzy nimi stał Antonio z kopertą.
- Zwycięzcą pierwszego w historii Studio reality zostaje... Leon Verdas! Moje gratulacje!
Z jednej strony się cieszyłam, że wygrał, ale teraz wyjedzie na pół roku... Mimo, że nie rozmawiamy, zabolało mnie to. Jak ja bez niego wytrzymam? Koniec. Nie mogę myśleć o sobie! Teraz najważniejszy jest Leon.
- Mogę coś powiedzieć?
- Oczywiście Leonie.
- Bardzo się cieszę, że wygrałem. To wiele dla mnie znaczy. Dziękuję wszystkim moim przyjaciołom, ale najbardziej dziękuję mojej ukochanej Violettcie. Gdyby nie ona, nie byłoby mnie teraz tutaj. Dziękuję.
Poczułam łzy w oczach. Muszę z nim porozmawiać. Muszę. Godzinę później wszedł do domu, a ja rzuciłam mu się na szyję. Staliśmy tak dziesięć minut i żadne z nas nic nie mówiło. Brakowało mi tego, dotyku jego ręki na moim ciele. 
- Przepraszam - powiedzieliśmy jednocześnie. Spojrzeliśmy sobie w oczy i pocałowaliśmy się delikatnie, ale namiętnie. 
- Chodź. Muszę ci coś pokazać - uśmiechnął się do mnie tajemniczo i wziął mnie za rękę. Zaprowadził mnie na poddasze. - Zamknij oczy.
Zrobiłam o co poprosił. Weszliśmy do pokoju. Poczułam zapach nowych mebli i świeżej farby.
- Mogę już otworzyć?
- Tak.
Zaparło mi dech w piersi. 
- Leon... Tu jest cudownie!
- Cieszę się, że ci się podoba - uśmiechnął się szeroko.
- Ale skąd wiesz, że to będzie dziewczynka?
- Takie przeczucie... 
- A jeśli to chłopiec?
- To przemalujemy pokój na niebiesko. To nie problem - spojrzał mi w oczy. - Przepraszam za moje zachowanie.
- Ja też przepraszam. 
Przytuliłam się do niego i patrzyłam na pokój. Był wspaniały. Jednak musiałam zepsuć tę chwilę, bo jedno pytanie nie dawało mi spokoju.
- Leon... Kiedy wyjeżdżasz? - jego uśmiech momentalnie znikł z twarzy.
- W poniedziałek.
Poczułam łzy w oczach. Za dwa dni mamy ślub, a już w poniedziałek mamy się rozstać na pół roku?! Jak ja bez niego wytrzymam??
- Kocham cię Violu.
- Ja ciebie też Leon. Nawet nie wiesz jak bardzo...


********
Może być? :)
Rozdział 50 zbliża się wielkimi krokami i obiecuję, że będzie suuper długi ;)
I sporo się wydarzy :)
Dzisiaj finał wykreślanki.
Kto będzie opowiadał w 50 rozdziale? 
Viola czy Leon?
Do was należy decyzja :)

piątek, 13 września 2013

Rozdział 47

Ludmiła
W drzwiach zobaczyłam Tomasa. Nagle wszystko do mnie wróciło. Nasze wspólne chwile, noc podczas której zaszłam w ciążę, wspólne święta, moment w którym mnie uderzył. Wszystko spadło na mnie jak lawina. Ale tym razem wiem, jak się uratować.
- Tomas? Co ty tu robisz?
- Przyjechałem na ślub Violi i Leona. Nie mam gdzie spać i pomyślałem, że przenocuję u nich.
- Przykro mi, ale ja zajęłam pokój gościnny. Musisz jechać do hotelu - powiedziałam chłodno.
- No tak... Do zobaczenia - odwrócił się i poszedł.
Udało mi się! Rozprawiłam się z przeszłością! Dumna z siebie poszłam do kuchni zrobić herbatę. Resztę wieczoru przegadałam z Violą i Leonem. Mieliśmy sobie jeszcze wiele do opowiedzenia.

Tomas
Zameldowałem się w hotelu. Mogłem się domyślić, że Ludmiła przyjedzie na wesele najlepszej przyjaciółki. Wygląda lepiej niż zwykle. Mimo sporego już brzucha. Myślałem, ze usunie ciążę, żeby o mnie zapomnieć. Myliłem się... Zachowywała się, jakbyśmy się prawie nie znali. Rozumiem ją, ale strasznie za nią tęsknię. Planowałem wrócić do Buenos Aires na stałe, ale jeśli Ludmi zostaje, ja wyjadę. Ledwo żyłem bez niej, nie przeżyję widując ją codziennie ze świadomością, że wszystko między nami skończone. Wyjąłem nasze wspólne zdjęcia...






Brakuje mi tego, ale nie mogę cofnąć czasu. A na pewno nie mogę wtrącać się w jej życie. Ja dla niej już nie istnieję i może to lepiej. 

Następnego dnia
Lara
Z samego rana poszłam z Diego do Leonetty. Mieliśmy pomóc Violi zająć się Leonem. Podobno dostał gorączki. Ja jakoś nie wierzę... Wydaje mi się, że chce zostać zdyskwalifikowany z programu. Byliśmy już pod ich domem, gdy Diego zaatakowały Vilu i Leoś. One go nie lubią, nie wiem dlaczego.
- Wynocha mi stąd! No już! Chcecie sobie poszczekać?! - krzyczał, a ja się śmiałam. - No ok! HAU HAU HAU!!! Od razu ogony podkuliłyście. HAU HAU!!!
- Diego! Nie szczekaj na moje psy! - krzyknęła przez okno Violetta.
- Ale to one zaczęły!
- Diego!
- No dobra, dobra.
Weszliśmy do środka. Ludmi jeszcze spała, a Viola zeszła do nas.
- To co z twoim Leosiem? Grypa? - zapytał mój narzeczony.
- Nie mam pojęcia! Ma gorączkę, ale nic poza tym. Może coś mu zaszkodziło? - była bardzo zmartwiona.
- Na przykład reality - powiedziałam.
- Myślisz, że mógłby...
- Tak - odpowiedziałam razem z Diego.
- Uduszę go... I nawet wiem jak...

Violetta
Lara ma rację. On może udawać... Poszłam na górę. 
- Jak się czujesz kochanie?
- Odkąd weszłaś do pokoju, trochę lepiej - zakaszlał. On gra!
- Masz tu herbatkę i zmierz sobie jeszcze raz temperaturę - wepchnęłam mu termometr do buzi. - Ja idę na chwile na dół. Zaraz przyjdę.
- Dobrze skarbie - powiedział z przyrządem w ustach.
Wyszłam na korytarz i poczekałam dwie minuty. Po tym czasie weszłam znów do pokoju.
- I jak?
- 39,8.
- Pokaż - wzięłam od niego termometr. Faktycznie tyle pokazywał. Spojrzałam na Leona i powąchałam termometr, Leon momentalnie zbladł. - Leoś, dlaczego pachnie jagodami?
- Bo... Piłem... herbatę...
-Z termometrem w buzi?
- No bo... A... ja... To jest... Violuś przepraszam...
- Leon, czy zdajesz sobie sprawę, że okłamałeś mnie tylko dlatego, że nie chcesz wygrać? Jeśli tak ma dalej być, to może lepiej zrezygnuj z tego programu. - byłam zła, ale i tak bardziej smutna i rozczarowana. Nie spodziewałam się tego po Leonie.
- Voiluś...
- Nie Leon. Decyzja należy do ciebie. Nie będę cię już do niczego nakłaniała - powiedziałam i poszłam do Ludmiły.
Leon poszedł z Lara i Diego do szkoły. Ciekawe co postanowił... Mimo wszystko mam nadzieję, że nie zrezygnuje. Przez następne trzy godziny rozmawiałam z Ludmi. Poszłyśmy do sklepu i byłyśmy w trakcie robienia obiadu, gdy do domu wszedł Leon ze smutną miną.
- Co się stało?
- Violetto...


*****
Może być? Jakoś nie mam pomysłów na tego bloga ;p
Przepraszam, że rozdział dopiero teraz, ale to był cięężki tydzień i następny będzie taki sam ;p
Kolejny rozdział postaram się dodać jutro, ale nie obiecuję
Jeszcze dwie informacje:
1. Poprzedni rozdział powinien mieć numer 46, zaraz to poprawię.
2. Dziękuję za ponad 8800 wejść ;*
Jesteście najwspanialsze!!! <3

niedziela, 8 września 2013

Rozdział 46

Następnego dnia
Violetta
Po śniadaniu pojechałam z Leonem na posterunek, aby złożyć zeznania, a potem pojechaliśmy do szpitala. Sama na to nalegałam, bo bałam się, że po tym stresie, który przeżyłam, coś stało się dziecku. Chyba nigdy bym sobie tego nie wybaczyła. Leon zaczekał przed salą, a ja poszłam na badania. Na szczęście nic nie było ani mi, ani dziecku. Wróciliśmy do domu. Przyszli do nas znajomi. Chłopacy oglądali mecz, a my siedziałyśmy w kuchni i dalej planowałyśmy przyjęcie. Wesele ma się odbyć w tę sobotę. Nie mogę się już doczekać. Jutro, gdy Leon będzie ćwiczył do programu, ja, Lara, Fran, Cami i Diego jedziemy do sklepu przymierzać suknie. Naty już ma sukienkę. Diego oczywiście robi za szofera. Generalnie nikt nie chciał z nimi jechać. Leon, Marco i Fede mają program. Maxi i Diego kłócili się jakieś 15 minut, dopóki Naty nie zaproponowała zawodów. Mili obiec dom dookoła. Ten kto pierwszy przybiegł, był wolny. Na nieszczęście Diego, zaatakowały go Vilu i Leoś. Strasznie urosły w ostatnim czasie. Angie już wyszła ze szpitala, ale wciąż musi odpoczywać. Tata cały czas z nią jest i wiem, że dba o nią. Swoją drogą, powinniśmy ich odwiedzić. I rodziców Leona też. 

Następnego dnia
- I pamiętaj: masz ćwiczyć! Naty i Maxi cię przypilnują. I masz to zrobić porządnie.
- Tak jest mamo - uśmiechnął się łobuzersko i zasalutował.
- Kocham cię wariacie - pocałowałam go delikatnie.
- Ja ciebie też księżniczko.
Wsiadłam do samochodu i pojechaliśmy do pierwszego sklepu. Tylko Fran kupiła sobie niebieską sukienkę. Wyglądała świetnie. Pojechaliśmy do następnego. Tam był większy wybór. Cami kupiła sobie zieloną sukienkę, a Lara, która będzie moją druhną beżową. Wyglądała przecudnie. Ja tez wybrałam sobie suknię. Była idealnie biała. Dziewczyny były zachwycone. Ja też. Leonowi też powinno się spodobać. Wróciliśmy do mnie i czekała nas miła niespodzianka.

Dwa dni wcześniej
Ludmiła
Fran do mnie zadzwoniła i opowiedziała o sytuacji z Clarą. Jak dobrze, że ją zamknęli. Mam nadzieję, że na długo. Bałam się o Violę, to musiało być dla niej straszne. Zeszłam na kolację i byłam nieobecna. Cały czas myślałam o mojej przyjaciółce. Powinnam przy niej być. Planowałam jechać na jej ślub, a potem znów wrócić do Irlandii, ale muszę być przy Violettcie. 
- Ludmi, chcesz jeszcze kurczaka? Ludmiło...
- Słucham? Przepraszam bardzo, zamyśliłam się.
- O przyjaciołach?
- Moja najlepsza przyjaciółka miała niemiłą sytuację z byłą dziewczyną jej narzeczonego. Choć niemiła to za mało powiedziane. Muszę do niej jechać. 
- Rozumiem skarbie - uśmiechnęła się ciepło. - Przyjaciółka cię potrzebuje i musisz przy niej być. Tym bardziej, że niedługo wychodzi za mąż. Odwiedzisz nas jeszcze kiedyś?
- Skąd pani wie, że chcę wrócić na stałe?
- Widzę po twoich oczach. Będziemy za tobą tęsknić.
- Ja za wami też - przytuliłam ją i jej dzieci. Przywiązałam się do nich i to bardzo. Po kolacji poszłam do swojego pokoju i zamówiłam bilety do Buenos Aires. Dwa dni później siedziałam w samolocie. Byłam gotowa wrócić. Pogodziłam się z tym, co się stało i wiedziałam, że Tomas to już zamknięty rozdział. Gdy wylądowałam, od razu pojechałam do domu Leonetty. Usłyszałam głos mojego przyjaciela. Weszłam do salonu. Leon ćwiczył piosenkę. Pewnie do programu. Naty czytała książkę, a Maxi grał na pianinie. 
- Nie przeszkadzam?
- Ludmiła!!! - wszyscy się na mnie rzucili. - Wróciłaś!!!
- Oczywiście, że wróciłam. Stęskniłam się za wami.
- Coś chyba przytyłaś - zażartował Leon. Dobrze wiedział, że jestem w ciąży.
- Za tobą stęskniłam się najmniej. Gdzie Viola?
- Pojechała po suknię - odpowiedział mi Maxi.
Usiedliśmy na kanapie i zaczęliśmy rozmawiać. Brakowało mi tego. Jakąś godzinę później usłyszeliśmy samochód na podjeździe. Po chwili do domu weszła uśmiechnięta Viola. Patrzyła na mnie zdezorientowana, a potem uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
- LUDMIŁA!!! - rzuciła mi się na szyję. - Myślałam, ze przyjedziesz dopiero w czwartek. 
- Za bardzo tęskniłam. Jednak rozmawiać z tobą na żywo to nie to samo, co przez komputer. 
- Na długo wróciłaś? - zapytała Lara, gdy mnie puściła.
- Planuję zostać na stałe - uśmiechnęłam się, a dziewczyny zaczęły piszczeć z radości. - Leon, Violetto, nie macie nic przeciwko, żebym u was nocowała? Sprzedałam tamto mieszkanie i muszę sobie znaleźć nowe...
- Jasne, ze możesz zostać. Leon, przygotuj pokój gościnny. Pół godziny później przyjaciele rozeszli się do swoich domów, Viola poszła do łazienki, a Leon zmywał po kolacji. Chciałam włączyć telewizję, ale ktoś zadzwonił do drzwi. Poszłam otworzyć. 
- Ludmiła?


******
Kto to? O.o Sama jeszcze do końca nie wiem XD
Z wykreślanki odpada Maxi, kto następny?
Coś słabo komentujecie ;(

sobota, 7 września 2013

Rozdział 45

Leon
Proszę, niech to nie będę ja. Proszę...
- Do drugiego etapu przechodzą Federico, Marco, Camila i Leon. Gratuluję i do zobaczenia za dwa dni. Tym razem będziecie musieli zatańczyć do wybranej piosenki, a potem ją zaśpiewać. 
No i przeszedłem dalej... Fajnie, że ludziom podoba się jak śpiewam, ale ja nie chcę wygrać! Violetta do mnie podbiegła i rzuciła mi się na szyję.
- Wiedziałam, że ci się uda! Uśmiechnij się skarbie. Powinieneś się cieszyć.
- Jak mogę się cieszyć? A co jeśli wygram?
- Po to zgłosiłeś się do programu. Leon, to ogromna szansa. Sama bym ją wykorzystała gdybym miała możliwość. I ty też byś mi doradzał, żebym jej nie marnowała, prawda?
Nic nie powiedziałem, bo miała rację. Gdyby się dostała i z mojego powodu chciałaby zrezygnować, nie pozwoliłbym jej na to. Ale to nie to samo! Violetta jest w ciąży. Jak mogę ją zostawić?!
- Nie masz nic przeciwko, żebym dzisiaj spotkała się z dziewczynami? Mają mi pomóc z przygotowaniami do ślubu. 
- Oczywiście że nie kochanie. Ja pójdę dzisiaj do Maxiego. 
- Do zobaczenia wieczorem - uśmiechnęła się i pocałowała mnie w policzek.

Violetta
Leon jest czasami niemożliwy. Nie chcę żeby przeze mnie marnował taką szansę. Ja sobie poradzę. Wsiadłam do samochodu i ruszyłam do domu. Cami i Naty będą u mnie za pół godziny, a Fran i Lara się spóźnią. Całą drogę myślałam o Leonie. Wiem, że nie chce wygrać, bo mnie kocha i nie chce mnie zostawić, ale ja na to nie pozwolę. Zatrzymałam się przed domem. Na schodach zobaczyłam siedzącą dziewczynę. Skądś kojarzyłam te blond włosy...
- Clara? Czego znów chcesz? - zapytałam, gdy wyszłam z samochodu. Dziewczyna podniosła głowę. W jej oczach zobaczyłam nienawiść. Czy ona nie może dać mi spokoju?!
- Jeszcze się głupio pytasz? Chcę odzyskać Leona. On powinien żenić się ze MNĄ, a nie z TOBĄ. Jesteś z nim w ciąży! To ja powinnam być, nie ty! 
W jej ręku błysnął nóż. Przypomniał mi się sen, w którym okaleczyła  mi twarz. Ciarki mnie przeszły. Ona jest nienormalna! I tym razem to nie sen...
- Clara, uspokój się. To do niczego nie doprowadzi...
- Zamknij się! Dobrze wiem, co robię. A może ty się mnie boisz? Nie... Przecież Violetta Castillo się mnie nie boi. Nie kochana. Nie boisz się mnie tylko, gdy Leon jest z tobą, ale rozejrzyj się... Nie ma go tu. I twoich przyjaciółczek też nie ma. I co teraz zrobi odważna Viola? Będzie twardo stała w miejscu czy ucieknie?
Coraz bardziej się jej bałam. W tym momencie nie miałam pojęcia do czego jest zdolna. A co jeśli coś mi zrobi? Co jeśli zrobi coś mojemu dziecku?! Zaczęła się do mnie zbliżać. A ja powoli się cofałam. Po chwili rzuciła się na mnie, ale "tylko" rozcięła mi ramię. Poczułam, że mam mokrą bluzkę. Spódnica też robiła się czerwona.
- Nie martw się. Dzisiaj nic poważnego ci nie zrobię. Będziesz cierpiała tak, jak ja cierpiałam. Ale jeśli piśniesz choć słówko Leonowi, nie będę już taka miła. Do zobaczenia jutro... - powiedziała i odeszła.
Weszłam do domu i poszłam do łazienki. Na lewym ramieniu miałam ranę długości około 7 centymetrów. Próbowałam zatamować krwotok, ale powoli kończyły mi się ręczniki. Twarz miałam całą mokrą od łez. Makijaż spływał mi razem z nimi. A ubrania były całe czerwone. Dlaczego on mnie tak dręczy? Co ja jej zrobiłam?! To ona zerwała z Leonem. Usłyszałam Naty i Camilę. Zupełnie zapomniałam, że miały przyjść. Nie było sensu się chować, bo i tak było za późno.
- Violu, gdzie jesteś? - zapytała Naty.
- Chyba jest w łazience - odpowiedziała jej Cami. - Violetto, mamy kilka katalogów i adresów dla cie... O mój boże! Violu, co się stało?!
Obie zbladły i kucnęły przy mnie. Straciłam tyle krwi, że ledwo trzymałam się na nogach. W jakiś sposób zatamowały krew i opatrzyły mi rękę. Pomogły mi zejść do salonu. Siedziałam pod kocem, Cami sprzątała łazienkę, a Naty robiła nam herbatę. Brunetka przyszła z kubkami i ciastkami. Usiadła koło mnie i zaczęła mnie tulić. Po chwili dołączyła też do nas Camila. Siedziałyśmy jakieś pięć minut, gdy przyszły Lara i Fran.
- Jesteśmy. Co się stało? - zapytała Fran, a ja wybuchłam płaczem. Pół godziny później uspokoiłam się na tyle, że mogłam w miarę normalnie oddychać i opowiedziałam im o akcji z Clarą. Wszystkie były przerażone. 
- Musisz powiedzieć Leonowi - powiedziała Lara.
- Wiem, ale wtedy on zrezygnuje z programu.
- I tak się dowie - powiedziała na głos Naty. To samo przemknęło mi przez myśl. Poza tym, nie lubię i nie umiem ukrywać czegokolwiek przed Leonem. 
Siedziałyśmy jeszcze chwilę i wzięłyśmy się za przygotowania do ślubu. Cami zamawiała kwiaty, Naty DJ'a, Lara kelnerów i kucharzy, Fran wypisywała zaproszenia, a ja przeglądałam katalogi z sukniami ślubnymi, chociaż sprowadzało się to do tego, że bezmyślnie przerzucałam kartki i myślałam cały czas o Clarze, Leonie, o mnie i o dziecku... Boję się jej... O 21 Maxi przywiózł Leona i poodwoził dziewczyny do domów.
- Hej skarbie - przywitał się ze mną mój przyszły mąż i pocałował mnie delikatnie w usta. - Dobrze się bawiłaś? - po raz kolejny się rozpłakałam. - Ej, co się stało? - zapytał stroskany.
- Obiecujesz, że nie zrobisz nic głupiego ani nie wycofasz się z programu?
- Obiecuję.
- Leon...
- Violu, obiecuję, że nie zrezygnuję. Powiedz co się stało.

Leon
Z każdym jej słowem byłem coraz bardziej wściekły. Jak Clara mogła zrobić coś takiego mojej Violettcie?! Czy ta zołza nie może w końcu odpuścić?! Czy ona nie rozumie, że mam jej dosyć i jej nie kocham?!
- Violu, spokojnie. Obiecuję, że już nic ci nie zrobi. Musimy iść na policję. Albo mam jeszcze lepszy pomysł... - powiedziałem co przyszło mi do głowy. Chyba jej się spodobało. Od razu zadzwoniłem do Clary i zacząłem się wydzierać do słuchawki. Nie musiałem grać. Byłem wściekły. Potem zadzwoniłem w jeszcze jedno miejsce. Wszystko zostało ustalone. Dziesięć minut później zadzwonił telefon Violi. Wzięła rozmowę na głośnik.
-Nie myślałam, ze jesteś aż tak głupia. Przecież cię ostrzegałam. Niemądra Viola... Co ja mam z tobą zrobić...? Już wiem. Spotkamy się dzisiaj w nocy. Obiecuję.
Violetta cała drżała. Próbowałem ją uspokoić i chyba się udało. Po kwadransie spała jak dziecko. Dziecko... Jak dobrze, że Clara nie zrobiła nic gorszego... Jak ona może w ogóle myśleć, ze po czymś takim mógłbym z nią być?! Nawet nie wiem, kiedy zasnąłem. Obudził mnie krzyk. Na szczęście to nie była Viola. To Clara. 

Chwilę wcześniej
Violetta
Obudził mnie odgłos otwieranych drzwi. To pewnie Clara. Leon śpi, albo udaje, że śpi. Nacisnęłam wcześniej przygotowany przycisk i otworzyłam jedno oko. Zobaczyłam pochylającą się nade mną postać. Jednak zanim zdążyła cokolwiek zrobić, została złapana przez policjantów. Rodzice Leona mają znajomego w policji i to do niego zadzwonił Leon. Razem z dwoma współpracownikami zastawił pułapkę na moją prześladowczynię. I została złapana. Nasza policja nie jest jednak taka nieudaczna...
- Ja się zemszczę! Zobaczysz Violetto! - Krzyczała, gdy policja wyprowadzała ją z naszego domu. Nagle poczułam, ze jestem strasznie zmęczona. Leon zamknął drzwi na klucz i zaniósł mnie do sypialni. Po chwili oboje spaliśmy jak zabici.



********
Rozdział miał być wczoraj, ale nie byłam w stanie nic napisać ;p
Podoba się? Mi nawet, nawet ;)
Co do wykreślanki: Fran i Cami mają po dwa głosy, ale myślę,
że powinna odpaść Camila,
więc odpada Cami i Fede.
Kto następny? :)

Następny rozdział już jutro :)

środa, 4 września 2013

Rozdział 44

Leon
Nie chcę być w tej ósemce. Nie wytrzymam pół roku bez Violetty. 
- Francesca i Leon - dokończył Antonio. Viola tak się cieszyła, że rzuciła mi się na szyję.
- Na pewno wygrasz.
- Nie chcę wygrać - spojrzała na mnie z groźną miną. Wiedziałem, że chce, żebym pojechał w tę trasę. Ale ja nie mógłbym...
- Masz wygrać. Dla mnie - uśmiechnęła się delikatnie. To nie fair! 
- Violetto...
- Sam mi mówiłeś, że dla mnie zrobisz wszystko, więc teraz wygraj dla mnie - to był cios poniżej pasa. Dobrze wiedziała jak wykorzystać moje słowa. Mimo wszystko i tak kocham ją najbardziej na świecie.
- Pierwszy etap odbędzie się za dwa dni. Gratuluję wszystkim i powodzenia - powiedział Antonio i zszedł ze sceny. Wszyscy zaczęli rozmawiać o tym kto wygra, a uczestnicy o tym, jakie piosenki zaśpiewać. Ja nie miałem na to ochoty. Cały czas myślałem, co zrobić, żeby tego nie wygrać. Violetta nie wybaczyłaby mi, gdybym przegrał celowo. Albo co gorsz czułaby się winna. Muszę się starać, ale tak, żeby inni byli lepsi. Nie mogę wyjechać.

Ludmiła
Tęsknię za moimi przyjaciółmi, ale nie mogę wrócić. To byłoby zbyt bolesne. Fran dzisiaj do mnie dzwoniła i powiedziała o reality. Fajnie, że moi przyjaciele się dostali. Muszę do nich zadzwonić i pogratulować. W Irlandii nie jest tak źle. Owszem, jest zimniej niż w Argentynie, ale jest też spokojnie. Mieszkam u znajomych mamy. Są bardzo mili i traktują mnie jak własną córkę. Każdego dnia robię coś innego. Pomagam pani Hudson w domu, gotuję, czytam, śpiewam z jej dziećmi. Nauczyłam się nawet haftować. Najgorzej jest w nocy, gdy muszę iść spać. Gdy zamykam oczy, przypominam sobie wszystko - moich przyjaciół, miasto, ale najbardziej bolesne jest wspomnienie Tomasa... Dlaczego tak trudno mi o nim zapomnieć?! 
- Ludmi, idziesz z nami do biblioteki?
- Już schodzę!
Przebrałam się i zaszłam na dół. Od razu podbiegła do mnie Isabell. To najmłodsza córka pani Hudson.
- Ludmi, jak mama wypozycy mi bajki, to mi pocytas?
- Pewnie, że tak - uśmiechnęłam się. Wyszłyśmy na dwór i akurat zaczęło padać. Stwierdziłyśmy, że mimo wszystko pójdziemy. To tylko mały deszczyk.

Francesca
Dwie godziny temu dzwoniłam do Ludmi. Tęsknie za nią. Zresztą jak wszyscy. Potrzebowała tego wyjazdu, ale smutno i pusto jest bez niej. Dopiero teraz widzę ile wnosiła do naszej paczki. Dobrze, że chociaż możemy do siebie dzwonić. No nie! Znów to samo! Pobiegłam do łazienki. Dzisiaj już trzeci raz wymiotuję. Coś mi zaszkodziło? Może to jakiś wirus?? Albo jestem... Nie. To niemożliwe. Chociaż... Od dwóch tygodni niewiele spałam, dzięki Marco. Nie przeszkadza mi to. Lara i Viola są szczęśliwe i ja też bym była. Muszę się przejść do lekarza. Przebrałam się i poszłam. Na szczęście nie było nikogo.
- Dzień dobry.
- Dzień dobry, zapraszam. Co pani dolega?
Powiedziałam o moich przypuszczeniach. Pół godziny później usłyszałam:
- Ma pani rację, jest pani w ciąży. 
Wszyłam ze szpitala cała w skowronkach. Ciekawe czy Marco się ucieszy... Na pewno tak!
- Kochanie, wróciłam!
- Fran, gdzie byłaś? Nie zostawiłaś żadnej kartki! Martwiłem się - powiedział i pocałował mnie namiętnie.
- A wybaczysz mi, gdy ci powiem, że będziesz tatą? - zapytałam z uśmiechem. Szczęka mu opadła i zaczął wydawać jakieś dziwne dźwięki. - Skarbie, wszystko dobrze?
- T-tak. Po prostu jestem w szoku. To wspaniała wiadomość! - uśmiechnął się i wziął mnie na ręce. Potem wyjął telefon i zaczął do wszystkich dzwonić. Cieszę się, że on się cieszy. Ale czy sobie poradzimy? Mamy dopiero po 19 lat... Jakoś to będzie. Muszę teraz zadzwonić do rodziców. Powinni być równie szczęśliwi, jak my. Bardzo polubili Marco.

Naty
Tęsknię za Buenos Aires... Za dziewczynami, chłopakami. Na początku było świetnie. Andres zabierał mnie na wycieczki rowerowe, do wesołego miasteczka, do teatru, na basen, ale już od jakiegoś czasu prawie wcale go nie widuję. Cały czas umawia się z kolegami, a potem wraca do domu pijany. Na początku kilkanaście razy dziennie mówił mi, że mnie kocha, a teraz? Ostatnio to od niego słyszałam dwa tygodnie temu. Jak już jest w domu, to oczekuje, że będę mu podawała piwo, gazetę, jedzenie. Nawet po pilota nie chce się podnieść tylko prosi o to mnie. Ja tak dłużej nie mogę. Dzwonił godzinę temu, żebym zrobiła kolację, bo zaraz wróci. I gdzie jest? Pewnie u jednego z "przyjaciół" pije kolejne piwo. MAM JUŻ TEGO DOSYĆ!!! Poszłam do sypialni się spakować, ale najpierw zamówiłam bilet do Argentyny. Napisałam mu kartkę:
Mam już dość bycia twoją służącą.
Wracam do domu.
Nie przyjeżdżaj do mnie, bo nie chcę cię więcej widzieć.
Natalia
Zamknęłam dom i poszłam w stronę taxówek. Pół godziny później byłam na lotnisku. Nie dzwoniłam do nikogo, bo chciałam im zrobić niespodziankę. 

Dwa dni później
Violetta
Naty do nas wróciła! Opowiedziała, co się wydarzyło. Wszyscy jej współczuliśmy. Maxi trochę się obawiał znów z nią spotkać, ale ona traktowała go jak przyjaciela. Z Camilą też się świetnie dogadywała. Tak jak dawniej. Teraz jeszcze tylko brakuje nam Ludmiły. Zaraz trzeba będzie iść do Studia. Odwołali lekcje z powodu reality, ale muszę iść, żeby kibicować Leonowi. Zresztą nie tylko jemu, bo wszyscy są moimi przyjaciółmi, ale on to co innego. Wiem, że nie chce wygrać, ale sama dopilnowałam, żeby się porządnie przygotował. W Studio spotkaliśmy się z resztą przyjaciół.

Cami
Francesca w ogóle się nie przejmuje tym, że zaraz wystąpi. W sumie nie chce przejść dalej, bo jest w ciąży. Byłam mega szczęśliwa, gdy to usłyszałam. Ja denerwuję się jak nie wiem. Maxi próbuje mnie uspokoić.
- Camcia, spokojnie. Przecież występowałaś już mnóstwo razy. Po prostu nie myśl o tych tysiącach ludzi oglądających cię na żywo, ani o jury, które będzie cię oceniało. Nawet jeśli się potkniesz, to przecież nic takiego. Pośmieją się kilka dni i zapomną - miałam chęć go udusić. A co jeśli SIĘ POTKNĘ?!
- Maxi! Zamknij się. Nie widzisz, że Cami jeszcze bardziej się stresuje? - walnęła go w głowę Naty i przytuliła mnie. - Będzie dobrze.
- Dzięki Naty. 
- Zaczynamy! Jako pierwszy wystąpi Federico. 
Potem zaśpiewał Marco, Diego, Fran i przyszła moja kolej. Gdy weszłam na scenę poczułam, jak ściska mnie w żołądku. STOP. W jednym Maxi miał rację. Występowałam już wiele razy. Dałam z siebie wszystko i chyba nieźle mi poszło.
- Wyniki głosowania przedstawimy za godzinę - oznajmił Antonio. - Wszyscy byliście świetni. 
Potem Marotii rozmawiał z każdym z nas i z niektórymi naszymi przyjaciółmi. Pół godziny zleciało baardzo szybko.
- Głosowanie zostało zamknięte. Do następnego etapu przejdą cztery osoby i są to...


******
Jak myślicie, kto?
Mam wrażenie, że jest nudny...
Rozdział dodałam dzisiaj, bo znalazłam trochę czasu.
Następny we wtorek, bo jutro raczej nie dam rady ;(
I komentujcie wykreślankę!
Niedługo 50 rozdział, a wciąż zostało sporo osób.
Możecie skreślić DWIE.

poniedziałek, 2 września 2013

Rozdział 43

Violetta
- To Jade - myślałam, że spadnę z krzesła. Zniknęła z naszego życia po moim wypadku, a teraz postanowiła się zemścić, za to, że to nie ona została żoną taty. Jak ona mogła?! Czy ta wiedźma nie może nas zostawić w spokoju.
- Violu, oddychaj głęboko. Nie możesz się tak denerwować - próbował mnie uspokoić Leon, ale to nic nie dawało.
- Violetto, Leon ma rację. Pomyśl o dziecku.
To wcale mi nie pomogło. Przestraszyłam się, że przez mój stres, coś mogło mu się stać i zemdlałam. Gdy się obudziłam, leżałam w łóżku obok Angie. Leon siedział obok i rozmawiał z tatą o interesach firm naszych ojców. 
- Leon, podasz mi wody? - wychrypiałam.
- Violuś! Oczywiście, że ci podam skarbie. 
Przez następne pół godziny słyszałam na przemian tatę i Leona: "Poprawić ci poduszkę?" "Chcesz jeszcze coś do picia?" "Nie jesteś głodna?" "Boli cię coś?" "Może chcesz się położyć spać?". Uratował mnie lekarz, który powiedział, że nic mi nie jest i mogę jechać do domu. Leon chciał mnie zanieść do samochodu, ale na szczęście udało mi się go przekonać, że dojdę sama. Byliśmy już przed domem, a drzwi były otwarte.
- Leoś, zostawiłeś otwarte drzwi?
- Nie denerwuj się Violetto. Zamykałem drzwi. Jestem pewny.
Wszystko się wyjaśniło, gdy wyszliśmy do ogrodu. Byli tam wszyscy nasi przyjaciele, a Maxi i Diego trzymali ogromny plakat z napisem: "Jesteśmy z tobą Violu!". Nie próbowałam hamować łez. Wszyscy po kolei mnie przytulali i pocieszali.
- Dziękuję wam. Jesteście kochani... - rozpłakałam się na dobre. Cami i Fran też płakały. Tini jakoś dawała radę, ale gdy do mnie podeszła też nie wytrzymała i łzy poleciały jej z oczu. 
- Chodźcie do środka - zaprosił ich Leon. - Zrobię coś do picia.

Francesca
Leon poszedł zrobić herbatę, a my usiedliśmy w salonie.
- To nie koniec niespodzianek - powiedziała Lara i wyjęła z torby laptopa.
- Dzięki, ale mam swojego - powiedziałam.
- Ten jest mój i nie chcę ci go dać - oznajmił Diego, a my się zaśmialiśmy. Lara coś klikała i przekręciła ekran w stronę Violi. Tam pojawiła się twarz Ludmiły.
- Violu, jak się czujesz?
- Coraz lepiej - powiedziała wzruszona.
Rozmawialiśmy z nią jakieś pół godziny. Potem Cami zadzwoniła do Naty. Z nią też długa gadaliśmy. Za oknami zrobiło się ciemno, a my wciąż siedzieliśmy u Violi i Leona.
- Może zostaniecie na noc? - zaproponowała nasza przyjaciółka. - Mamy wolną sypialnię, jest kanapa i myślę, że kilka materacy i śpiworów też się znajdzie. 
Zgodziliśmy się. Ja i Marco zajęliśmy sofę, Lara i Diego - sypialnię, a reszta spała na podłodze.

Leon
Mamy niesamowitych przyjaciół. Zawsze możemy na nich liczyć. Nawet jeśli wyjadą na drugi koniec świata, jak Ludmiła. Violetta już leżała w łóżku, gdy wyszedłem z łazienki.
- Ja się czujesz?
- Wspaniale. Kocham wszystkich naszych przyjaciół. Są wspaniali. 
- Tak. To cudowne, że nas wspierają. Szkoda tylko, że Ludmi i Naty nie było z nami tutaj. 
- Ale musisz przyznać, że to miłe z ich strony, że zorganizowali te rozmowy. 
- Śpij już. Musisz wypocząć. Miałaś bardzo ciężki dzień - pocałowałem ją w głowę, a potem w usta. Wtuliła się we mnie i zasnęliśmy. 

Następnego dnia
- Nie Leon! Nie możesz zrezygnować!
Kłócę się z Violą już dobre pół godziny, a nasi przyjaciele się przysłuchują i nic nie mówią.
- Ale co jeśli wygram? Nie wytrzymam dnia, jeśli cię nie zobaczę, a co dopiero pół roku. Poza tym jest jeszcze dziecko.
- Leon, to może być twoja szansa! Nie marnuj jej przeze mnie!
- Nic nie marnuję. Chcę być blisko mojej narzeczonej. Nie chcę cię zostawić samej.
- Poradzę sobie. Mam tatę, przyjaciół, a ty masz szansę spełnić swoje marzenia. Przecież po to poszedłeś do Studia!
- Leon, Viola ma rację - wtrąciła się Fran. Ona też? - My możemy jej pomóc.
- A ja doskonale rozumiem Leona - powiedział Diego i przytulił Larę. - I ja chyba też zrezygnuję.
- Ani mi się waż! Możesz wygrać i chcesz zrezygnować dla mnie? Po moim trupie! - krzyknęła Lara.
Ostatecznie wyszło, że wszystkie dziewczyny stanęły po stronie Violi i Lary, a chłopacy po mojej i Diego. 
- Jesteśmy już dorośli i sami możemy podejmować takie decyzje - powiedziałem spokojnie.
- Pójdźmy na kompromis - zaproponowała Violetta. - Zostaniecie w programie, jeśli odpadniecie - nie było rozmowy, a jeśli któryś z was przejdzie, wtedy podejmie decyzję. 
- Myślę, że to dobry pomysł - zgodził się Diego. Ja nie byłem przekonany, ale nie chciałem bardziej denerwować Violi i też się zgodziłem. Godzinę później byliśmy w Studio, a Antonio ogłaszał, kto dostał się do programu.
- W reality show udział weźmie ośmioro uczestników. Są to: Camila, Diego, Marco, Federico...


*****
Jeszcze dwie osoby.
Jak myślicie, kto to? O.o

niedziela, 1 września 2013

Rozdział 42 + informacja

Na początku chcę Wam podziękować za ponad 5800 wejść :* Dzięki Wam mam chęć dalej pisać <3

Leon
Miałem milion myśli na godzinę. Moja narzeczona co? Co z moją Violą? Co z dzieckiem? Czy to było poważne? 
- Pana narzeczona jest osłabiona. Miała silne skurcze, ale ani jej, ani dziecku nic na razie nie grozi. Musi dużo odpoczywać, nie przemęczać się i więcej jeść, żeby się wzmocnić. Proszę zgłosić się na badania kontrolne za dwa tygodnie. 
Ulżyło mi. To nic poważnego. Na razie, jak powiedział lekarz. Będę musiał poświęcić więcej czasu mojej Violi. Po co się zapisywałem do tego reality?! Jutro pójdę do Pabla i zrezygnuję.
- A kiedy będzie mogła wyjść? - zapytałam.
- Nawet w tej chwili - uśmiechnął się lekarz.
- Dziękuję - powiedziałem i wszedłem do sali. - Jak się czujesz?
- Już lepiej. I po co tyle krzyku robiłeś? Ani mi, ani małemu Verdasowi nic nie jest. Jedźmy do domu. 
Przez całą drogę do samochodu podtrzymywałem Violę. Tak na wszelki wypadek.
- Leon, nic mi nie jest, mogę iść sama.
- Lepiej dmuchać na zimne.

Violetta
Super. Leon tak się przejął, że teraz będzie się ze mną obchodził jak z porcelanową lalką. Cieszę się, że się o mnie martwi, ale bez przesady! Nie jestem aż taka słaba. Byliśmy już pod naszym domem i zobaczyliśmy znajomy samochód. 
- Tato, co ty tu robisz? - wyszedł z samochodu i po minie poznałam, że stało się coś poważnego. - Tato?
- Chodzi o Angie...
- Co z nią? - Leon mocniej mnie przytulił. 
- Ona miała wypadek. - Poczułam łzy w oczach. Jaki wypadek?! - Wracała ze Studio do domu i na pasach potrącił ją rozpędzony samochód. Jeden ze świadków zapamiętał napisy na tablicy rejestracyjnej i policja już szuka sprawcy. 
- A co z Angie? - już nie powstrzymywałam łez. Leciały mi ciurkiem po policzkach. Bałam się tego co mogłam usłyszeć.
- Jak na tak poważny wypadek, nie jest źle. Ma złamaną lewą rękę i nogę oraz kilka żeber. Ma też lekki wstrząs mózgu. Jest w śpiączce i powinna się obudzić za kilka dni - wiedziałam, że jest jeszcze coś, czego tata nie chce mi powiedzieć. I czułam, że chodzi o małą Marię. 
- Tato, a co z dzieckiem? - zapytałam i wiedziałam, że nie usłyszę nic dobrego. Leon jeszcze mocniej mnie przytulił. Potrzebowałam tego.
- Dziecko zmarło - powiedział ze łzami w oczach. Było mu równie ciężko jak mi. 
- Tato... - podeszłam do niego i przytuliłam. Potem Leon podszedł i powiedział:
- Strasznie mi przykro Germanie. 
Przytulaliśmy się tak jeszcze pięć minut.
- Dobra dzieciaki, jadę do Angie. 
- Na pewno nie chcesz jeszcze zostać?
- Na pewno.
- Przyjedziemy do was jutro - powiedział Leon i pożegnaliśmy się z moim tatą. 
Weszliśmy do domu i tym razem nie narzekałam, że Leon mnie podtrzymuje. Sama w życiu nie doszłabym do kanapy. Położyłam się, a Leon przykrył mnie kocem. Poszedł do kuchni zrobić herbatę. Kazał mi wypić chociaż trochę, ale nic nie mogłam przełknąć. Z wielkim wysiłkiem wypiłam pół kubka i znów się położyłam. Leon ułożył się obok mnie i cały czas głaskał mnie po ramieniu i całował w czubek głowy. Żadne z nas nic nie mówiło. Nie było potrzeby. Wystarczyło mi, że był przy mnie. Znów łzy napłynęły mi do oczu. Dlaczego takie rzeczy przytrafiają się dobrym ludziom? Co Angie takiego zrobiła, że sobie na to zasłużyła? A tata... Tata jest załamany. Jeszcze nigdy nie widziałam go w tak strasznym stanie. Nie wiem, kiedy, ale zasnęłam w ramionach Leona. Obudził nas dźwięk telefonu. Leon odebrał, bo ja nie chciałam z nikim rozmawiać. Spojrzałam na zegarek: 8.04. Poszłam do łazienki trochę się ogarnąć. Gdy wróciłam ustaliłam z Leonem, że po śniadaniu pojedziemy do szpitala. Leon zrobił jajecznicę, ale ja nie chciałam jeść.
- Violetto, lekarz powiedział, że musisz więcej jeść, żeby wzmocnić siebie i dziecko.
Tymi słowami mnie przekonał. Nie mogę dopuścić do tego, żeby stracić tę małą istotkę. Nie przeżyła bym tego. Posłusznie zjadłam resztę posiłku i wsiedliśmy do samochodu.
- Przepraszam, gdzie leży Angie Castillo?
- A państwo jesteście...?
- Jestem jej córką, a to mój narzeczony.
- Sala numer 43.
Poszliśmy tam jak najszybciej. Mama była po podłączana do najróżniejszych rurek i kabli. Tata spał jeszcze na krześle i trzymał Angie za rękę. Łzy znów napłynęły mi do oczu. Leon też tak przy mnie kiedyś siedział... Podeszłam do taty i delikatnie nim potrząsnęłam.
- Co się dzieje?
- Nic, to tylko my. Jak się czujesz? Nie powinieneś spać na krześle.
- Nie mogłem jej zostawić samej.
- Doskonale cię rozumiem - powiedział Leon i spojrzał na mnie z czułością.

Francesca
Zadzwoniłam do Violi, bo chciałam się dowiedzieć czy idzie ze mną, Cami i Larą na zakupy. Odebrał Leon i powiedział co się stało. Zadzwoniłam do dziewczyn i odwołałam spotkanie. Straciłam na wszystko ochotę. Kto mógł zrobić coś tak strasznego? Nie wytrzymałam dłużej i rozpłakałam się. Po chwili poczułam, że ktoś mnie przytula.
- Skarbie, co się dzieje?
- Angie miała wypadek. Ktoś uderzył w nią samochodem. Ona z tego wyjdzie, ale była w ciąży... I dziecko nie przeżyło...
Nic nie powiedział, tylko mocniej mnie przytulił. Kocham go za to, że jest i wspiera mnie gdy tego potrzebuję. Nie wiem, co bym bez niego zrobiła. Gdy się uspokoiłam zadzwoniłam do wszystkich, do Ludmiły też i powiedziałam, co się wydarzyło. Postanowiliśmy jakoś pocieszyć Violę. Cami wpadła na genialny pomysł. 

Leon
Siedzimy w szpitalu już dwie godziny. Nie zostawiałem Violi ani na chwilkę. Raz tylko zszedłem na dół do restauracji, żeby kupić jej coś do jedzenia. Gdy wróciłem, German rozmawiał z kimś przez telefon. Widać było, że jest wściekły.
- Tato, kto dzwonił? - spytała Viola. Martwiła się o ojca. Słyszałem to w jej głosie.
- Policjant, który szukał sprawcy. 
- Nie znalazł?
- Znalazł. To...


********
Myślę, że wyszedł mi dość ciekawy...
Trochę smutny, ale chyba niezły...
A wy co sądzicie?
Teraz wykreślanka:
Odpada Angie. Kto następny?

A teraz informacja:
Ponieważ już od wtorku zaczynają się lekcje muszę poświęcić trochę czasu sprawom organizacyjnym. Rozdziały będą pojawiały się rzadziej, bo to jednak druga klasa liceum i muszę się bardziej przyłożyć do nauki. Wierzcie mi, gdybym mogła, to zamiast uczyć się o sinusach, pisałabym bloga. W związku z tym, rozdziały będę dodawała w weekendy i może w tygodniu, jeśli się uda, ale wątpię. Przynajmniej jeden rozdział pojawi się w piątek, jeden w sobotę i jeden w niedzielę. Może od czasu do czasu pojawią się dwa jednego dnia, ale nie obiecuję. 
To chyba tyle... :)