Leon
Co ona tu robi?! Miała siedzieć w więzieniu! Dlaczego psuje najważniejszy dzień w moim życiu? Takie myśli przewijały mi się w głowie. Jak dobrze, że German na wszelki wypadek załatwił trzech ochroniarzy.
- To JA będę panią Verdas, a nie ona...
Czułem, że Violetta cała się trzęsie. W sumie nie dziwne. Clara wyrządziła jej wiele złego. Do ogrodu weszło trzech osiłków i zaciągnęli blondynkę do radiowozu, który właśnie przyjechał. Mam nadzieję, że tym razem zamkną ją w psychiatryku. Po dziesięciu minutach uspokoiliśmy się na tyle, żeby dokończyć ceremonię.
- A więc ogłaszam was mężem i żoną. Możesz pocałować pannę młodą.
Uśmiechnąłem się do mojej ukochanej i złożyłem na jej ustach delikatny pocałunek. Goście zaczęli bić brawo. Nasi rodzice płakali, a Viola miała oczy jak dwie gwiazdki. Przyjaciele gratulowali nam i życzyli szczęścia i wielu dzieci. Pół godziny później wszyscy bawili się w najlepsze. Na scenę weszli moi rodzice.
- Chcemy ogłosić, że odchodzimy na wcześniejszą emeryturę, a naszą firmę przekazujemy Violettcie i Leonowi.
Wziąłem moją żonę za rękę i doszliśmy do rodziców. Wyściskaliśmy się, podziękowaliśmy i znów zaczęliśmy się bawić. O północy wjechał ogromniasty tort. Potem Violcia rzucała welonem. Wygrała Cami, a moją muchę złapał Maxi. O 4 nad ranem postanowiliśmy iść do sypialni. Violetta była wykończona. Przeprosiliśmy gości i poszliśmy do siebie.
- I jak się czuje pani Verdas?
- Trochę zmęczona, ale poza tym cudownie - uśmiechnęła się i pocałowała mnie. Przebraliśmy się i położyliśmy. Nie mogłem liczyć na prawdziwą noc poślubną, ale nie przeszkadzało mi to. Najważniejsze, że miałem przy sobie moją żonę. Wtuliła się we mnie i zasnęła od razu. Ja patrzyłam na nią jeszcze kilka minut i również zasnąłem. Rano obudziły mnie jakieś szmery. Wstałem tak, żeby nie obudzić Violi i wyszedłem na korytarz. Nasi goście zbierali się do wyjścia.
- Nie chcemy wam przeszkadzać - wyjaśniła Lara.
- Ja cały dzień i całą noc będę u Cami i Maxiego - powiedziała Lu i puściła do mnie oczko. No tak, dzisiaj mój ostatni dzień z Violetta przed wyjazdem w trasę... Pożegnałem przyjaciół i poszedłem zrobić śniadanie. Przygotowałem omlety i sałatkę owocową. Wziąłem tacę i poszedłem do sypialni. Viola jeszcze spała. Postawiłem tacę na stoliku obok łóżka i położyłem się przy ukochanej.
- Dzień dobry kochanie - szepnąłem jej na ucho i pocałowałem w policzek. Ona coś mruknęła pod nosem i uśmiechnęła się. - Czy moja królowa ma ochotę na śniadanko?
- Tak... - odwróciła się i pocałowała mnie namiętnie. Usiadła wygodnie, a ja podałem jej talerz. Jedliśmy powoli, bo nigdzie nam się nie śpieszyło. O 11 ubraliśmy się i wyszliśmy z Vilu i Leosiem na spacer. Bardzo urosły przez ostatni czas. Chodziliśmy po parkach i ciasnych, ale uroczych uliczkach. Cały czas trzymaliśmy się za ręce. Ludzie, którzy nas mijali uśmiechali się do nas. Kwiaciarz dał Violi róże. Spacerowaliśmy tak jakieś dwie godziny. Planowaliśmy naszą wspólną przyszłość. Ustaliliśmy, że jeśli będziemy mieli córkę nazwiemy ją Maria, a syna Pablo. Myśleliśmy o naszej podróży poślubnej, w którą pojedziemy za pół roku. Zatrzymaliśmy się przy fontannie i spuściliśmy pieski ze smyczy. Siedzieliśmy tak jakieś pół godziny i postanowiliśmy wrócić do domu. Zostawiliśmy psy i wsiedliśmy do samochodu. Najpierw pojechaliśmy do sklepu i kupiliśmy ubranka, talerzyki, kubki, smoczki... Generalnie wszystko co jest potrzebne dla dzieci. Spakowaliśmy zakupy do bagażnika i pojechaliśmy za miasto. Jechaliśmy całą godzinę. Viola całą drogę się śmiała i trajkotała o najróżniejszych rzeczach. W końcu byliśmy na miejscu.
- Gdzie jesteśmy?
- Zaraz się dowiesz - uśmiechnąłem się tajemniczo.
Szliśmy krętą ścieżką, a dookoła był las. Viola wciąż się mnie wypytywała, gdzie idziemy, ale milczałem jak grób. Po piętnastu minutach byliśmy u celu. Przed nami było jezioro, wokół nas - las. Nie było tu nikogo. Tylko zwierzęta leśne. Violetta była zachwycona. Rzuciła mi się na szyję i powiedziała.
- Tu jest cudownie.
Zdjąłem bluzę i usiedliśmy na niej. Szkoda, ze nie wziąłem żadnych kanapek. Po kilkunastu minutach Violi zaczęło burczeć w brzuchu. Poczułem się winny, a ona tylko się uśmiechnęła i wyjęła dwa batoniki z torebki.
- Skąd ty...?
- No... Lubię sobie czasem coś przegryźć między obiadem a kolacją - zaśmiała się. Zjedliśmy przekąskę i znów poszliśmy się przejść. Znaleźliśmy się przy pomoście, usiedliśmy na nim i moczyliśmy sobie nogi w jeziorze. Viola położyła głowę na moim ramieniu i cicho westchnęła.
- Ta chwila mogłaby się nigdy nie kończyć.
- Kocham cię kochanie.
- Ja ciebie też Leoś. Nawet bardzo.
Siedzieliśmy tak kilka godzin i rozmawialiśmy. Zaczęło robić się zimno.
- Nie - spojrzałem na nią zdziwiony. - Zaczekajmy do zachodu słońca - wyjaśniła. Uśmiechnąłem się i założyłem jej moją bluzę na ramiona, żeby nie zmarzła. Watro było na to popatrzeć. Woda zaczęła się jeszcze bardziej błyszczeć, a słońce wyglądało, jakby się nadziewało na drzewa.
- Violu, musimy iść. Nie mamy latarki, a niefajnie by było, gdybyśmy się zgubili.
Przytaknęła mi i ruszyliśmy w drogę powrotną. Po dwóch godzinach byliśmy znów w naszym domu. Viola usiadła na krześle w kuchni, a ja robiłem kolację. Potem zjedliśmy ją w blasku świec. Przebraliśmy się i wyruszyliśmy na wieczorny spacer. Wszędzie pełno było światełek. Nie tylko my wybraliśmy ten wieczór na romantyczny spacer. Co chwili wpadaliśmy na jakieś zakochane pary. Zauważyliśmy nawet Larę i Diego, ale nie chcieliśmy im przeszkadzać. Po chwili zaczęło kropić. Byliśmy już na naszej ulicy, kiedy zaczęło lać jak z cebra. Zatrzymaliśmy się w ogrodzie przy naszym domu. Viola spojrzała na mnie i mnie pocałowała. Potem weszliśmy do domu się osuszyć. Gdy moja małżonka się przebierała w suche ubrania, ja włączyłem komedię. Violetta przyszła do salonu i wtuliła się w mój tors. Przykryłem nas kocem i zaczęliśmy oglądać film. Był przekomiczny. O 2 w nocy poszliśmy spać.
Następnego dnia
- Na pewno wszystko spakowałeś?
- Tak.
- Koszule też?
- Tak Violu, wszystko mam.
- No dobrze, to jedziemy.
Wsiadłem do samochodu. Viola usiadła obok, a Ludmi z tyłu. Pół godziny później byliśmy na lotnisku. Przed odprawą odwróciłem się do Violi. Miała łzy w oczach.
- Jestem z ciebie taka dumna - szepnęła. - Będę tęsknić. Obiecaj, że codziennie będziesz dzwonił...
- Obiecuję kochanie. Też będę tęsknił - przytuliłem ją mocno i pocałowałem namiętnie. - Trzymaj się maluchu i dbaj o mamusię - powiedziałem i pogłaskałem brzuch Violetty. - Do zobaczenia Lu! - odwróciłem się i ruszyłem w stronę samolotu. Sprawdzono moje dokumenty i po chwili siedziałem na pokładzie.
- Kocham cię Violetto - powiedziałem i samolot wystartował. Całą drogę walczyłem ze łzami. Nie myślałem, że spełnianie marzeń tak boli. Ale z drugiej strony, podejmując naukę w Studio nie myślałem, że spotkam tak wspaniałą osobę, jaką jest Violetta.
- Prosimy zapiąć pasy, podchodzimy do lądowania.
Pół godziny później siedziałem już w limuzynie, a mój nowy manager tłumaczył mi co mnie czeka.
2 miesiące później
Kolejny koncert. Dzisiaj śpiewam w Nowym Yorku. Wchodzę na scenę i widzę milion świateł i tysiące ludzi. Słyszę jak krzyczą moje imię i piszczą na mój widok. Jednak gdy zaczynam śpiewać, mam przed oczami tylko i wyłącznie moją Violettę.
- A teraz zaśpiewam piosenkę, którą dobrze znacie. Dedykuję ją najważniejszej osobie w moim życiu - Violettcie.
Zacząłem śpiewać Voy por ti. Zawsze śpiewam ją dla Violi. Po dwóch godzinach zszedłem ze sceny. Miałem 10 nieodebranych połączeń od Violetty. Zadzwoniłem do niej.
- Cześć skarbie.
- Leon, to ja Ludmi.
- Coś się stało?
- Nie... Tak... Violetta zaczyna rodzić.
Nie miałem pojęcia co powiedzieć. Za kilkanaście minut będę ojcem. Musze do niej jechać.
- Za trzy godziny będę na miejscu.
- Leon...
Rozłączyłem się i poszedłem się kłócić z producentami. Ostatecznie godzinę później siedziałem w prywatnym samolocie Marottiego. Na lotnisku wyskoczyłem z pokładu i pobiegłem do limuzyny. Po chwili byłem już przy szpitalu.
- Gdzie leży Violetta Verdas?
- A pan jest...
- Jej mężem.
- Sala numer 23.
Pobiegłem tam nie zwracając uwagi na ludzi szepczących: "To Leon Verdas!". Pod salą siedziała Ludmiła i German.
- Już?
- Tak - powiedział uśmiechnięty teść.
- Mogę...?
- Jasne.
Wszedłem do sali. Viola leżała w łóżku. Spojrzała na mnie i uśmiechnęła się.
- Czy ja śnię?
- Nie skarbie. Jestem tu - pochyliłem się i złożyłem na jej ustach pocałunek.
- Widziałam twój występ w Rio - uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
- Jak się czujesz?
- Wspaniale.
- A gdzie?
- Tam leżą - wskazała na łóżeczko, a ja poczułem łzy w oczach.
- Chwila. Powiedziałaś "leżą"?
- Tak... Maria i Pablo.
- Bliźniaki?
Podszedłem do łóżeczka i zobaczyłem dwie malutkie istotki. Były takie maleńkie...
- Mogę...?
- No oczywiście. W końcu to woje dzieci.
Wziąłem jednego z bobasów na ręce. Był tak malutki, że bałem się, że go zgniotę. Otworzył oczy. Były tak brązowe jak oczy mamy. Uśmiechnąłem się do niego.
- To jest twój syn - usłyszałem głos Ludmi. Potem zrobiła nam zdjęcie
Następnie wziąłem drugie dziecko. Moją córeczkę. Ona też otworzyła oczka. Te z kolei były zielone. Jak moje. Ludmi znów zrobiła nam zdjęcie.
- Jestem taki szczęśliwy - powiedziałem. Marię położyłem obok Violi, a Pablo wziąłem na ręce i usiadłem obok łóżka. - Będziemy najszczęśliwszą rodziną na świecie. Obiecuję.
- Wiem Leoś. Kocham was wszystkich.
- Ja też was kocham.
Gdy to mówiliśmy Lu zaczęła płakać.
Następnego dnia
- Ja. Nie. Jadę. W. Trasę. - powiedziałem po raz kolejny.
- Ale Leon...
- Nie Marotti. Mam rodzinę na utrzymaniu. Nie mogę teraz wyjechać. Rozumiesz?
- Rozumiem - westchnął. - Jesteś pewny, ze to twoja ostateczna decyzja?
- Tak.
Pół roku później
- Leon, podaj mi ścierkę. Pablo znów nachlapał zupą. Nie rozumiem, dlaczego chce koniecznie używać rąk do jedzenia...
- Jest taki sam jak twój mąż - wyjaśniła moja mama. - On też zaczynał jeść rękami.
Zaśmiali się wszyscy oprócz mnie.
- Bardzo śmieszne.
Nasz damo był w tym momencie jakimś żłobkiem. Viola i moja mama karmiły Marię i Pablo, Lara karmiła, a raczej próbowała nakarmić Melanię, swoją córkę, Fran i Marco usypiali Ruggero, a Ludmiła bawiła się z Leną. Cami jest w piątym miesiącu ciąży i jak na razie rozpieszcza nasze dzieci. Jest urodzoną ciotką. Z każdym ma zdjęcie. U nas na półce stoją jej zdjęcia z:
Marią
i Pablo.
W końcu wszystko zaczęło nam się układać. Nasi przyjaciele są szczęśliwi. Ludmi poznała Samuela. Zakochali się w sobie od razu. Nasi rodzice mają się świetnie, a mi i Violi nikt już nie przeszkodzi w tworzeniu szczęśliwej rodziny.
~.~
- I co było potem? - zapytała zniecierpliwiona Megan.
- Potem był ślub Ludmiły i Samuela, Cami urodziła Nicolasa i wszyscy w końcu byli szczęśliwi i nikt im się więcej nie wtrącał w życie - dokończyła Violetta.
- Babciu, to prawda?
- Ale co?
- To co opowiedział dziadek.
- Wszystko prawda - powiedziała Violetta i uśmiechnęła się do mnie. Mimo tych wszystkich lat, wciąż jest olśniewająco piękna. - Jeśli chcesz to możemy iść teraz do parku. Pokażemy ci ławkę, na której się pierwszy raz pocałowaliśmy.
- Tak chcę! Mamo, idę z babcią i dziadkiem na spacer!
Wyszliśmy z domu. Maria została ze swoim mężem, a my poszliśmy do parku.
- To ta ławka - powiedziałem.
Megan popatrzyła, dotknęła jej i spojrzała na nas.
- Idę się pobawić - uśmiechnęła się i pobiegła.
My usiedliśmy na ławce, spojrzeliśmy sobie w oczy i pocałowaliśmy się delikatnie. Po tych wszystkich latach wciąż czułem się tak, jakbyśmy całowali się po raz pierwszy.
- Kocham cię Violetto.
- Ja ciebie też Leonie.
THE END
Może być? Ja jestem zadowolona :)
Mam nadzieję, ze Wam też się spodobało
i że będziecie też czytali bloga o wampirach :)
To opowiadanie zostanie przeniesione do zakładki "OPOWIADANIE O VIOLETTCIE"
A tu już wieczorem pojawi się prolog nowej historii
AAAAAAAAAAAAAAA!!!!!! <3 <3 <3 <3 <3 <3
OdpowiedzUsuńKocham, kocham, kocham, kocham! <3 Normalnie płaczę.. To takie piękne! <3 <3
Szkoda, że już koniec :/
Nie mogę się doczekać prologu nowej historii :D
Na pewno będzie tak samo super, ciekawe i genialne jak to! xD
Zapraszam do mnie :*
xAdusiax
Zaraz się rozpłaczę. To było cudowne.
OdpowiedzUsuńMimo, ze czytam Cię od 36 rozdziału.
Szkoda, że to tak wszystko się szybko skończyło...
Cudo! A moze zamias "opowiadanie o (...)" napisz " Si es por amor"? ;)
OdpowiedzUsuńAjjj..jak pieknie...cudowny rozdzial
OdpowiedzUsuńMi sie ryczec chcialo pod koniec ;(
Ryczę <3
OdpowiedzUsuńO mój boziu!! Prawie, ale to prawie się popłakałamm !! Wszyscy siedzą a Ja leżę i patrzę w lapka! Aż tu nagle wielkie gały i prawię ryczę. Kocham Cię i liczę na twój wielki powrót tutaj <3 Jesteś przykładem dla innych i masz nad wszystkim kontrolę. Jesteśmy z Ciebie dumni i jesteś dla nas przykładem :) Ti Credo, Te Creo, Kocham Cię, I love you ;*
OdpowiedzUsuńPaulonss <33
Zajebiste !!
OdpowiedzUsuńJa płaczę ! Płaczę bez przerwy! Ten rozdział jest przecudowny!!! <33
OdpowiedzUsuńDlaczego to skończyłaś ? to było takie fajne !!!!!!!!!!! :(
OdpowiedzUsuńnasza-historia-violetty.blogspot.com - Zapraszam!
OdpowiedzUsuńWspaniały blog.Uwielbiam Go!Piękna historia...
OdpowiedzUsuń